Maxima Seward organizowała imprezę z
okazji swoich urodzin, które w tym roku chciała obchodzić
hucznie. Zbiegły się z tym wcześniej przyznane jej nagrody
Grammy, których zgarnęła najwięcej, ustanawiając swego
rodzaju rekord. "Maxima takes maximum" - pisały wtedy
gazety.
Na przyjęcie urodzinowe zaprosiła
wszystkich swoich krewnych i przyjaciół oraz osoby
towarzyszące i wynajęła w tym celu niewielki hotelik w sporej
odległości od miasta, ale za to pięknie położony nad oceanem, z
olbrzymim tarasem wychodzącym na różany ogród.
Byron, który właśnie miał
natchnienie do pisania scenariusza nowego filmu, zrezygnował z
pójścia na imprezę.
- Myślę, że Maxie zrozumie i wybaczy
- powiedział do żony.
W tej sytuacji Emilia musiała iść
sama.
Na imprezie pełniła więc rolę
hostessy i zabawiała gości, co bardzo jej odpowiadało.
Schodzą się goście, zacni i
zacniejsi, krewni i znajomi gospodyni.
Są dziewczyny z Bad Girls i chłopcy z
Seward's Folly.
I w ogóle zapowiadała się
super impreza.
Jest i Max Seward, ojciec Maximy, ze
swoją drugą żoną Melanie. Emilia ustaliła, że Mela Szczerba
jest zdecydowaną brunetką, nie szatynką, o jasnej cerze i
fiołkowoniebieskich oczach. W obcisłej, czerwonej mini sukience z
głębokim dekoltem wygląda zjawiskowo i seksownie.
A więc dojdzie do konfrontacji: ta
była i ta obecna.
Wreszcie zjawia się Maxima z mężem,
Michaelem Proietti, perkusistą w jej zespole, owacyjnie witani przez
gości. Czcigodna laureatka i solenizantka, czarnooka brunetka,
ubrana w czerwoną kreację, zatem będzie konkurowała z Melą
Szczerbą o to, która z nich ma ładniejszą czerwoną
sukienkę.
Jako gwóźdź programu
zapowiedziano występ grupy Seward's Folly z wokalistką Maximą
Seward.
Zespół wystąpił specjalnie
dla zaproszonych gości i zagrał między innymi utwory z najnowszej,
obsypanej nagrodami płyty.
Koncert był rewelacyjny. Zespół
dał z siebie wszystko.
- Moja krew! - chwalił się Max Seward
- Dałem jej imię Maxima żeby osiągnęła w życiu maximum. I tak
się stało.
Po koncercie przemawiały: matka
laureatki, słynna dziennikarka Sally Ratzenberger, która
opowiadała, jak bardzo jest dumna z córki, oraz sama
laureatka, która podziękowała serdecznie wszystkim. Mówiła,
że do jej sukcesu przyczyniła się jej mała córeczka
Jennifer, gdyż wokalistka była w ciąży, kiedy nagrywała tę
płytę.
Po zakończonych przemówieniach
Emilia podeszła do Maximy, aby jej osobiście pogratulować.
Maxima, która kilka miesięcy
temu urodziła córeczkę i miała jeszcze dużo pokarmu w
piersiach, zwierzyła się po cichu Emilii:
- Muszę ściągnąć pokarm, bo czuję,
że niedługo będę miała plamy na sukience.
- Pomogę ci - zaproponowała Emilia.
- Nie, dziękuję. Mel mi pomoże i
zrobi to fachowo. Ona też do niedawna była karmiąca.
- A jak tam mała Jenny?
- Zdrowa, dzięki Bogu. Teraz sobie
smacznie śpi.
- Maxie, przyjmij moje serdeczne
gratulacje i pozwól, ze ci kogoś przedstawię: Bonnie
Lorenzo, moja narzeczona - powiedział Tristan Kelly.
Bonnie miała urodę typowej włoskiej
piękności.
- Miło mi cię poznać, Bonnie -
odpowiedziała Maxima.
- Mnie również. I proszę także
przyjąć serdeczne gratulacje ode mnie. Czy to prawda, że kiedyś
byłaś lepsza od Tristana w rzutach do kosza?
- Powiedział ci o tym?
- Tak, bo do tej pory mi wstyd, że
wtedy dałem się pobić jakiejś babie - wtrącił Tristan.
- Nie jakiejś babie, tylko mnie -
sprostowała Maxima.
- No tak, ale dla czołowego zawodnika
Lakersów to wielki obciach!
Właśnie wjechał wielki tort
urodzinowy, odśpiewano "Happy Birthday" i poproszono
solenizantkę o zdmuchnięcie świeczek oraz pomyślenie życzenia,
a następnie o podzielenie tortu, w czym pomagały jej Emilia i
Sally.
Max Seward i jego towarzysze z Seward's
Folly, dobrze już mający w czubie, bawili się na całego. Max
ostentacyjnie flirtował z przystojną blondynką siedzącą obok. A
co na to Melanie? Właśnie, nigdzie jej nie widać.
- Co to za laska? Ta blondyna, co z
Maxem? - zapytała Emilia przechodzącą właśnie Libby Montero z ex
- Bad Girls.
- Taka jedna. Przyszła tu z jednym z
gitarzystów.
- Nie widziałaś gdzie Melanie?
- Nie, nie widziałam.
Lance Lassiter spacerował po plaży.
Ona dzisiaj świętuje, bawi się, jest
szczęśliwa - myślał - i ślicznie wygląda w tej czerwonej
sukience.
Przyjaciele mówili mi: wyjedź,
zapomnij... Wyjechałem, ale nie zapomniałem. Nie mogę zapomnieć.
Ona dziś jest szczęśliwa, więc
umrze szczęśliwa. Ja też umrę. I wtedy już nic nas nie
rozdzieli.
Na taras hotelu wychodzili różni
ludzie. Wychodzili aby zaczerpnąć świeżego, nadmorskiego
powietrza, po czym znów znikali wewnątrz. Ale teraz taras był
pusty.
Właśnie pojawiła się na nim
ciemnowłosa dziewczyna w czerwonej sukience. Wyglądała jak... O,
mój Boże...To ona!
Lance zbliżył się do krzaków
róż przed budynkiem. Podczołgał się bliżej.
Dziewczyna podeszła do barierki tarasu
i oparła się o nią. Była zupełnie sama.
A widzisz, kochanie, sama mi wpadłaś
w ręce. Drugiej takiej okazji nie będzie.
Ciernie róż kaleczyły go. Ale
to nic, już niedługo nie będzie czuł żadnego bólu.
Wyciągnął z kieszeni rewolwer i
wymierzył go prosto w głowę dziewczyny.
I wtedy ktoś powalił go na ziemię,
wytrącił pistolet z ręki. Dwóch ochroniarzy obezwładniło
go. Poczuł zaciskające się na rękach kajdanki.
- Pilnujcie budynku, a my już
odstawimy go na policję. I sprowadźcie tu więcej policji.
Tym razem nie udało się, ale nie
myśl, kochanie, że uciekniesz przed swoim przeznaczeniem.
- Nic się pani nie stało? - Policjant
tratując krzaki róż podbiegł do balustrady tarasu.
Melanie Strba, która właśnie
była na tarasie nie chcąc dłużej patrzeć na wygłupy swojego
małżonka oraz aby obmyślić plan strategiczny na przyszłość,
popatrzyła zdziwiona na intruza, zaskoczona jego pytaniem.
- A cóż takiego miałoby mi
się stać?
- Jak to? O mały włos pani nie
zastrzelił.
- Kto taki? Gdzie? - do Melanie nic nie
docierało.
- Ale już po wszystkim. Mamy go. Może
pani czuć się bezpiecznie.
Policjant podał nazwisko i rangę, ale
ona jakby tego nie dosłyszała.
- Myślę, że potrzebna pani będzie
jakaś ochrona.
- Myślę, że niekoniecznie - Melanie
powoli zaczęła wracać świadomość. - Nie sądzę, żebym miała
jakichś wrogów. Tym bardziej tu, w Los Angeles.
- A widzi pani...Nigdy nic nie wiadomo,
może się trafić jakiś szaleniec, który zabija dla samego
zabijania. I teraz tak niewiele brakowało.
- Nie wiem, jak mam wam
dziękować...Zwykłe słowo: dziękuję - to za mało... Ale wie pan
co, najlepiej będzie, jeżeli nie powiemy nikomu o tym, co się
stało. Właściwie to nic się nie stało, więc po co siać
niepotrzebną panikę. No i radzę zwiększyć ochronę obiektu i
wezwać nowe posiłki.
- Właśnie tak zamierzamy zrobić. A w
razie czego ja i kolega będziemy na tarasie. Podziwiam pani
trzeźwość myślenia w takiej sytuacji. Jest pani dzielną kobietą,
Miss Strba. No i przy okazji poproszę o autograf dla córki.
- Nie ma sprawy.
Witaj E.,
OdpowiedzUsuńZapowiada się sensacyjnie ;-)
Pozdrawiam serdecznie
Dzięki, R.,:-)
OdpowiedzUsuńObiecuję, że sensacji nie zabraknie. Na razie nie będę zdradzać dalszego ciągu.
Pozdrawiam serdecznie