poniedziałek, 30 czerwca 2014

Miłosne dylematy


- Czy to prawda, że niedługo odbędzie się ślub Zacha i Melanie? - spytała Bonnie Lorenzo po tym, jak poprosiła Emilię o rozmowę w cztery oczy. - Coś mi się obiło o uszy. A może to tylko plotki?
- Nie, to nie są plotki. Ślub szykuje się pod koniec sierpnia – poinformowała Emilia. - A kiedy odbędzie się twój i Tristana? Cały czas na to czekamy.
- Właśnie o tym chciałam z tobą pomówić – brunetka utkwiła swoje duże ciemne oczy w oczach Emilii. - Z Tristanem znam się już dwa lata, od roku jesteśmy narzeczeństwem, a mniej więcej od dziesięciu miesięcy mieszkamy razem. Chociaż noszę pierścionek zaręczynowy, Tristan nie spieszy się z założeniem mi obrączki na palec.
- A może trzeba go jakoś do tego sprowokować?
- Próbowałam już różnych sposobów, ale on uważa, że dobrze jest tak, jak jest. Poza tym tłumaczy mi, że lepiej by było, gdybym najpierw skończyła studia. A został mi jeszcze rok.
- A gdybyś tak zaszła w ciążę?
- On nie chce nawet słyszeć o dzieciach. Twierdzi, że nie jest przygotowany do roli ojca. Uważa, że należałoby z tym poczekać aż weźmiemy ślub. I w tym cały jest ambaras. Jak długo jeszcze mam czekać? Wiesz, Emilio, wydaje mi się, że popełniłam duży błąd decydując się na zamieszkanie z nim. Nie czuję się z tym wszystkim bezpiecznie. Czuję się tak jak jego służąca, utrzymanka... zresztą, sama nie wiem, kto... ale to nie jest po prostu nic innego, jak seks bez zobowiązań.
- No cóż... jeśli chodzi o Zacha i Melanie, to on proponował jej wspólne mieszkanie, ale ona się nie zgodziła aż do ślubu.
- I miała rację. Swoją drogą, to nie wiem, jak bym się czuła, gdyby, co nie daj Boże, Tristan mnie zdradził. Za bardzo go kocham. Jest całym moim światem. Emilio, wiem, ze ty masz wpływ na niego, więc bardzo cie proszę, porozmawiaj z nim. Tylko nie mów mu nic o naszej rozmowie.
- Dobrze, Bonnie. Postaram się z nim porozmawiać. A nasza rozmowa niech będzie naszą tajemnicą.
- I tak ma być! - powiedziała Bonnie. - Bardzo ci za wszystko dziękuję.
- Wolałabym, żebyś mi podziękowała już po waszym ślubie – Emilia puściła oko do Bonnie. - Trzymam za was kciuki.


Eric Siler, czterdziestoletni fotografik, zgodził się zostać ilustratorem najnowszej książki Byrona Kelly'ego i dlatego od przeszło tygodnia był stałym gościem państwa Kelly. Emilia i Byron bardzo go polubili za jego bezpośredni i bezpretensjonalny sposób bycia.
Eric dużo opowiadał o sztuce, podróżach i różnych wydarzeniach ze swego życia, toteż rozmowy często kończyły się późną nocą. Małżeństwo Kelly miało nawet okazję poznać sympatyczną żonę Erica, Bernadette, i cała czwórka czasem partycypowała w nocnym życiu Santa Monica tocząc rozmowy na tarasie którejś z kafejek.
Silerowie stanowili bardzo dobraną i kochającą się parę. Mieli dwoje dzieci.
- Nie zawsze jednak wszystko układało się tak harmonijnie – wyjawił Eric pewnego razu, kiedy nie było przy nim żony.
Popijali wtedy kawę na werandzie państwa Kelly, a na dworze był gorący, letni wieczór.
- Bernadette do tej pory nic o tym nie wie, ale pewnego razu stało się tak, że nasze małżeństwo było zagrożone.
Mieszkaliśmy wtedy w Nowym Jorku, a ja nie miałem stałego zatrudnienia, pracowałem jako fotograf freelancer. Zdarzało mi się robić zdjęcia do różnych czasopism, także i do Playboya. Zajęcie to traktowałem bardzo profesjonalnie i nie zdarzyło mi się, aby któraś z moich modelek zagrażała pozycji mojej Bernie. A ona zawsze była osobą bardzo tolerancyjną i niezmiernie mi ufającą, toteż nigdy nie robiła mi scen zazdrości.
Do czasu jednak dzban wodę nosi.
Pewnego dnia w porze lunchu wybrałem się do jednej z kafejek. Jak zwykle zamówiłem kawę i zająwszy stolik zabrałem się do przeglądu codziennej prasy. Katem oka zerknąłem na dłonie, które stawiały przede mną filiżankę i ich uroda sprawiła, że zawiesiłem na nich wzrok. Były to białe dłonie o smukłych palcach. Uniosłem głowę znad gazety i spojrzałem na resztę: burza czarnych włosów i te niesamowite fiołkowe oczy... Bez wątpienia była to najpiękniejsza dziewczyna, jaką w życiu widziałem.Widziałem ją tu po raz pierwszy, chociaż nie pierwszy raz piłem kawę w tej kawiarni,  Wyglądała jak delikatna królewna, która przypadkowo znalazła się w tym miejscu. Odłożyłem gazetę i zacząłem wodzić wzrokiem za jej smukłą sylwetką, ślicznie zaokrągloną tam, gdzie trzeba. To było coś, czego szukałem. Chciałem pokazać światu to subtelne piękno. Ale jak miałem do niej podejść, żeby jej nie zrazić?
Podszedłem wreszcie do niej, przedstawiłem się i dałem jej swoją wizytówkę prosząc o telefon, jeśli zdecydowałaby się pozować.
Nie myślałem że kiedykolwiek zadzwoni, ale zadzwoniła. Po kilku dniach.
Umówiliśmy się w moim studio. Z początku zachowywała się nieśmiało i trochę się wstydziła, nim odważyła się pokazać bez osłonek swoje smukłe, wspaniale zbudowane ciało.
Tego mi było trzeba! Dziewczyna od razu została playmate miesiąca, a ja zakochany byłem bez pamięci.
Tak się stało, że zaczęły ją zauważać różne agencje reklamowe i w końcu zrezygnowała ze współpracy ze mną. Ale ja nie mogłem jej zapomnieć.
Znalazłem się w dwuznacznej sytuacji, ponieważ mimo wszystko kochałem nadal moją żonę i mojego synka – córeczki wtedy jeszcze nie było na świecie.
Doszedłem do wniosku, że najlepszym remedium dla naszego małżeństwa będzie wyjazd na stałe z Nowego Jorku i dlatego odpowiedziałem natychmiast na propozycję pracy w Los Angeles i przeprowadzkę, na którą moja żona też po wielu wahaniach się zgodziła.
Dziewczyna tymczasem robiła oszałamiającą karierę jako modelka i dostawała role w serialach telewizyjnych. Wkrótce wyszła za mąż za znanego kompozytora. Niedawno dowiedziałem się, ze zginął w wypadku samochodowym.
- Pozwól, że ci przerwę – powiedziała Emilia. - Ale znam dalszy ciąg tej historii. Dziewczyna ma na imię Melanie i wkrótce wychodzi za mąż po raz drugi. Jesteśmy z nią zaprzyjaźnieni i jakieś dwa tygodnie temu odwiedziła nas razem ze swoim narzeczonym.
- Mój Boże, jaki ten świat jest mały! - jęknął Eric. - W takim razie pozdrówcie ją ode mnie. To ja ją odkryłem. Gdyby jej rodzice nie zbiednieli tak nagle, nigdy nie zgodziłaby się pozować do Playboya. To ja stworzyłem Melanie Strba, dzięki mnie zrobiła karierę. Gdyby nie ja, nadal parzyłaby kawę i zmywała filiżanki. Szkoda by było jej pięknych rączek!
Oglądam ją czasem w telewizji i w kinie, jest bardzo zdolna aktorką, a jej piękność nie więdnie. Czytam również jej bloga. Melanie jest osobą, której nie da się zapomnieć.
Ale z Bernardette jestem tyle lat, bardzo ją kocham i bardzo kocham nasze dzieci. Za nic w świecie nie poświęciłbym mojej rodziny.

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Niebo gwiaździste nad nami


Emilia stała na ganku i patrzyła w nocne niebo nad Santa Monica. Jeszcze nigdy nie widziała aż tylu gwiazd.
Kiedy była młoda zachwycał ja cytat z Kanta: "Są dwie rzeczy, które napełniają duszę podziwem i czcią: niebo gwiaździste nade mną, prawo moralne we mnie.” To pierwsze jest oczywiste, ale w to drugie coraz bardziej wątpiła.
Miasto żyło swoim nocnym życiem, a państwo Kelly spodziewali się gości – Tristan i Bonnie mieli przywieźć tu Zacha i Melanie, którzy planowali rezygnację z hotelu i nocleg u Byrona i Emilii po kolacji.
- Juanito, czy wszystko już gotowe? - zawołała do pokojówki.
- Tak, proszę pani – odparła Juanita – kolacja przygotowana na werandzie, tak jak pani sobie życzyła.
- OK – odpowiedziała Emilia. - Powiedz panu, żeby już wyłączył komputer i przyszedł tu do mnie.
- Dobrze, proszę pani!
Czemu do tej pory jeszcze ich nie ma? Obiecali być o dziewiątej, a już dochodzi dziesiąta, zastanawiała się Emilia.
- Czego chciałaś, Em? - spytał Byron, który właśnie zjawił się na ganku.
- Siedzisz przy tym kompie, a lada moment zjawią się goście. Dziwne, że ich jeszcze nie ma - stwierdziła Emilia
- Spóźniają się, ale przyjadą na pewno. Przecież Tristan dzwonił, że odebrał ich z hotelu.
- No tak, ale nie wiem, co się stało, że nie ma ich do tej pory.
- Dzwoniłem przed chwilą do Tristana. Właśnie wyjechali z molo. Wszystko jest w porządku.
- To dobrze – uspokoiła się Emilia.
I dodała: - Piękną mamy noc. Nigdy nie widziałam tak gwiaździstego nieba.
- Rzeczywiście – potwierdził Byron.
- Wiesz, kiedy tak patrzę w gwiazdy przychodzi mi na myśl cytat z Kanta.
- Wiem: „Niebo gwiaździste nade mną, prawo moralne we mnie”. Czy znalazłaś już swoją gwiazdę?
- Tak – powiedziała Emilia i wskazała palcem w niebo – to ta.
- To Wega. Najjaśniejsza gwiazda w gwiazdozbiorze Lutni, piąta co do jasności gwiazda nieba, a trzecia na niebie północnym. Odległa od Słońca o 25,3 lat świetlnych. Nazwa gwiazdy pochodzi z arabskiego i znaczy „pikujący orzeł”.
- A skąd ty to wszystko wiesz?
- Interesowałem się kiedyś astronomią – wyjaśnił Byron. Pokazywał Emilii różne gwiazdy i konstelacje, nazywając je po imieniu. Nie mogła wyjść z podziwu. Nigdy nie miała okazji oglądać gwiazd z Byronem. Ile jeszcze rzeczy nie wiedziała o swoim mężu?
Tymczasem pod dom zajechał czerwony Chevrolet Camaro Tristana i wysiadła z niego cała czwórka spodziewanych gości. Byron i Emilia podeszli do nich i przywitali się z każdym z nich.
- Przepraszamy, że przyjechaliśmy tak późno, ale chcieliśmy pokazać Zachowi i Mel Santa Monica. Zamarudziliśmy na molo i na plaży, i zrobiliśmy trochę fotek – oznajmił Tristan.
Na ustach Melanie pojawił się ostry uśmieszek.
- Niestety, paparazzi dorwali nas na molo i też zrobili kilka fotek – dodała.
Melanie była ubrana w klasyczną czarną mini sukienkę z dekoltem. Do niej włożyła ten sam naszyjnik z pereł, który miała na stypie. Wyglądało, że bardzo go polubiła. Włosy tym razem miała rozpuszczone; opadały miękkimi falami na ramiona i plecy.
- Są tak nachalni, że pójdą za tobą nawet do toalety – uzupełnił Tristan. - Nawet bąka nie można puścić swobodnie i bez rozgłosu.
- Tristan...- mitygowała go Emilia.
- Powiedział to dosadnie, ale taka jest prawda – stwierdził Zach.
Wszyscy udali się do domu. Tristan i Zach wyjęli bagaże z bagażnika i zanieśli je do przedpokoju. Gospodarze poprosili gości o przejście na werandę, gdzie czekała już kolacja. Przeszli wszyscy oprócz Melanie.

Melanie stała przed lustrem w przedpokoju i rozczesywała swoje długie, czarne włosy.
- Jak to dobrze, że nie muszę już ich prostować. Falujące znów są modne, więc moje naturalne są na topie - mówiła trochę do siebie, trochę do narzeczonego, który stał za jej plecami i niecierpliwił się:
- Kochanie, chodź już. Wszyscy czekamy tylko na ciebie.
- Cicho, wiem- odpowiedziała. - Bardzo tego nie lubię, jak się mnie pogania.
I nadal czesała swoje gęste włosy, zupełnie niepotrzebnie.
On irytował się coraz bardziej tym, że Melanie drażni się z nim i zachowuje się jak megagwiazda, na której wyjście czekają tłumy fanów, a ona ma w nosie wszystko i wszystkich. Nawet jego ma w nosie. Zwłaszcza jego. Taka już jest. Zawsze była taka...
- Mel, przestań gwiazdorzyć - powiedział wyraźnie już zły na nią.
- A ty naucz się odrobiny cierpliwości. Patientia vincit omnia. - odpowiedziała, podczas gdy on coraz bardziej tą cierpliwość tracił.
- Podaj mi torebkę - powiedziała w końcu.
Podał, a ona wrzuciła grzebień do torebki i wyjęła z niej puder. Przypudrowała nos i przez chwilę przyglądała się badawczo swojej delikatnej twarzy zanim włożyła puder z powrotem do torebki. Następnie zaczęła oglądać w lustrze swoją smukłą sylwetkę. Zach zawiesił wzrok na jej długich, zgrabnych nogach w cienkich, czarnych rajstopach i prawie mu przeszła cała złość na nią.
Melanie odwróciła się do niego i z rozbrajającym uśmiechem na czarujących ustach powiedziała wreszcie:
- Możemy iść.

Na werandzie wszyscy już siedzieli za stołem i żartowali z Bonnie, która usiłowała chodzić po plaży w szpilkach.
- Mel, a jak ty poradziłaś sobie z tym problemem? - spytała Emilia.
- Miałam zapasowe buty – odpowiedziała Melanie. - Przezorny zawsze zabezpieczony.
Ale szybko zmieniono temat i rozpoczęły się rozmowy na temat pogrzebu Maximy Seward, w którym uczestniczyła Melanie.
- Pochowano ją na Rosedale Cemetery – oznajmiła Melanie. - Oprócz księdza, który poświęcił grób, była Sally, Michael i ja. Pomodliliśmy się za duszę zmarłej, po czym Michael powiedział kilka słów i podziękował wszystkim za udział w pogrzebie oraz za wsparcie w jego cierpieniu. Powiedział, że gdyby nie mała Jennifer nie miałby dla kogo żyć. Ona jedna trzyma go przy życiu.
I tak pożegnaliśmy Maxie na zawsze.
- Nie na zawsze – sprostował Zach – przecież kiedyś i nas Bóg tam powoła.
- Mimo wszystko trudno mi jakoś ochłonąć po tej tragedii – kontynuowała Melanie. - A przecież można było temu zapobiec. Gdyby ten Lance Lassiter nie został wypuszczony na wolność... No właśnie, Maxie kiedyś zadała mi pytanie, czy mówi mi coś nazwisko Lance Lassiter. Powiedziałam, że nie znam nikogo takiego i to nazwisko nic mi nie mówi. O co jej chodziło? Może wy wiecie?
- Mel, to był ten człowiek, który usiłował ciebie zastrzelić na przyjęciu urodzinowym Maxie – poinformowała ją Emilia.
- To był niebezpieczny psychol. Było wielkim błędem wypuszczenie go na wolność. Nie wiadomo, kogo by jeszcze przyszło mu do głowy zastrzelić – stwierdziła Melanie.
- Jedyną osobą, którą chciał zastrzelić, była Maxima. Kochał ją do szaleństwa i nie mógł się pogodzić z tym, że już nie była z nim – wyjaśniła Emilia.
- To dlaczego usiłował zabić mnie? Przecież to irracjonalne – głowiła się Melanie.
- Lance był krótkowidzem, a tamtej nocy z daleka wyglądałyście bardzo podobnie – oznajmiła Emilia.
- Aha, teraz już wszystko rozumiem. Zginęłabym zamiast Maxie. I pomyśleć, że leżałabym teraz w ciemnym grobie...
- I pomyśleć, że nie poznałbym ciebie bliżej – dodał Zach.
Melanie uśmiechnęła się łobuzersko:
- I pomyśleć, że nie wjechałbyś w bagażnik mojego samochodu na parkingu przed gmachem telewizji.
- Mel, to było tylko niewielkie wgniecenie – tłumaczył się Zach.
- Pamiętam, że wyskoczyłeś wtedy ze swojego Chevroleta i zawołałeś: „ Mój Boże, tryknąłem Melanie Strba!”
- Miałem na ustach słowa przeprosin, ale zmroziłaś mnie swoim lodowatym spojrzeniem. Wydukałem tylko, że wezmę na siebie wszystkie koszta naprawy i podałem ci swój telefon. Oczywiście, odstawiłem samochód do warsztatu, a ty zadzwoniłaś potem do mnie.
- Muszę powiedzieć, że dobrze dopilnowałeś roboty, samochód wyszedł z warsztatu jak nowy.
- Dzięki.
- Aż pewnego razu czekały na mnie w pracy fiołki. Byłam zaskoczona, skąd te leśne fiołki na początku listopada.
- Kiedy zobaczyłem je na wystawie kwiaciarni doszedłem do wniosku, że muszę je kupić. Przypominały mi twoje oczy.
- Teraz to żaden problem mieć taki kolor oczu, jaki się podoba dzięki soczewkom kontaktowym. Ja ich nie używam. Lubię swój naturalny kolor oczu – oznajmiła Melanie.
- Jest bardzo oryginalny i piękny – stwierdziła Emilia.
- Dziękuję – powiedziała Melanie. - Tak ogólnie to mam europejski typ urody. To po moich przodkach, Słowakach.
- Lubię brunetki. Zawsze mam szczęście do tych czarnookich, chociaż bardziej podobają mi się te niebieskookie, w typie Megan Fox – powiedział Tristan.
- Albo Melanie Strba – dodała Bonnie. - Uważaj, bo jestem zazdrosna!
- Ja też! - oznajmił Zach. - Czy wiecie, że ze względu na te fiołkowe oczy zaproponowano Mel rolę Elizabeth Taylor? Od tego momentu zaczęła strasznie gwiazdorzyć.
Melanie uśmiechnęła się ironicznie.
- Ta rola to patykiem na wodzie pisana. Liz była filigranową kobietką, a mnie Pan Bóg nie poskąpił wzrostu.
- Ale masz pewną rolę w tej amerykańsko – włoskiej koprodukcji – uzupełnił Zach.
- A tak – stwierdziła Melanie. - Zamierzają nakręcić coś o Michale Aniele według powieści Irvinga Stone, remake filmu z 1965 roku. Ale nie dokończyłam, jak to było z tymi fiołkami, za dużo było dygresji. Otóż do bukiecika fiołków dołączony był bilecik z zaproszeniem na kolację w mało znanej, ale znakomitej restauracyjce. Przyjęłam zaproszenie.
- Było bardzo sympatycznie – powiedział Zach. - Pod koniec zwierzyłem ci się z mojego marzenia, którym była kolacja tylko we dwoje, przy świecach. A ty ślicznie się zarumieniłaś.
- Bo wiedziałam, o co ci chodziło – odpowiedziała Melanie.
- No i spełniło się moje marzenie – wyznał Zach. - Gdybyś tyle czasu nie spędziła przed lustrem następnego dnia, nie spóźniłabyś się do pracy.
- Tak, ale z moją porcelanową cerą wyglądałabym jak śmierć na chorągwi.
- Oj tam, już zaraz jak śmierć. Widziałem cię tyle razy bez makijażu i stwierdzam, że wyglądasz ślicznie.
- Och...Dzięki za komplement. Ale wtedy nie mogłeś się doczekać, kiedy już sobie pójdę, przyznaj się.
- Nic z tych rzeczy. Byłbym szczęśliwy, gdybyś została na następną noc. Ale nie chciałem, żebyś dla kaprysu spóźniła się do pracy.
- No i co? Spóźniłam się i świat się przez to nie zawalił.
- A piszesz na swoim blogu, że nigdy nic nie poprawiałaś w swojej urodzie – Zach uśmiechnął się szelmowsko.
- Wiesz, co miałam na myśli. Te wszystkie silikony i botoksy, których moje koleżanki po fachu używają, żeby poprawić naturę. Włosów też nigdy nie farbowałam. Nie musiałam tego robić i nie muszę, a farba bardzo niszczy włosy.
- Mel, co masz przeciwko botoksowi na zmarszczki? - spytała Bonnie.
- Daj spokój – powiedziała Melanie. - Nie dość, że zabieg robią bez znieczulenia, to trzeba go systematycznie powtarzać, bo robią się jeszcze większe zmarszczki.
- Uniwersytet Strbovej. Słuchaj i ucz się – żartował Zach.
- Tak jest!- zawołała Melanie.
- Często zaglądam na twój blog – poinformowała Bonnie. - Jakiego nazwiska używasz oficjalnie?
- Melanie Caroline Strba – oznajmiła Mel.
- Piękna noc – powiedziała Emilia. - I tyle gwiazd na niebie...Czy wiecie, ze mój małżonek dzisiaj mnie zaskoczył wykładem o gwiazdach? Nie wiedziałam, ze kiedyś interesował się astronomią.
Byron, który do tej pory milcząco przysłuchiwał się rozmowie, oznajmił:
- Jeszcze niejednym cię w życiu zaskoczę, chérie!
- Wiem o tym hobby ojca – poinformował Tristan. - Kiedyś mnie próbował zrobić wykład o gwiazdach, ale ja wolałem, żeby grał ze mną w kosza.
- I to jest cały Tristan...- westchnął Byron.


- Czy mam wam posłać osobno? - spytała Emilia Melanie po zakończonej kolacji.
- Chyba nie mówisz tego poważnie. Tak, jakbym słyszała Petera Štrbę – roześmiała się Melanie.- Zresztą, to by nic nie dało; Zach i tak przyszedłby do mnie.
- Ale przecież byliście u spowiedzi i komunii.
- No to co? Jeśli chodzi o ścisłość, to już zdążyliśmy zgrzeszyć. Jesteśmy przecież prawie małżeństwem – odpowiedziała Melanie kładąc nacisk na słowo „prawie”.
- No dobra, będziecie spać w pokoju gościnnym na górze – poinformowała Emilia.
- Serdeczne dzięki. Powiem Zachowi, żeby wniósł bagaże.
- No to dobranoc. Śpijcie dobrze.
- Nawzajem – odpowiedziała Melanie.
- Dobranoc! - Zach pomachał ręką i zgodnie z wskazówkami Melanie wszedł na schody z bagażami.

- No i gdzie ulokowałaś gości?- spytał Byron Emilię kiedy już układali się do spoczynku.
- W pokoju gościnnym, na górze – odpowiedziała.
- No no, jest tam bardzo skrzypiące łóżko. Będziemy słyszeć każdy ich ruch.
- A niech to!... Na razie słychać tylko rozmowy.
Łóżko na górze zaskrzypiało głośno.
- Teraz właśnie się położyli – skonstatował Byron.
- Ale teraz nastała cisza – stwierdziła Emilia.
- Bo zaczęły się pocałunki i pieszczoty.
Po jakimś czasie słychać było rytmiczne skrzypienie łóżka na górze.
- No to robota idzie pełną parą – oznajmił Byron.
- Tam do licha! - powiedziała Emilia – Nie mamy nic mądrzejszego do roboty oprócz podsłuchiwania rozkosznej Melanie i jej kochanka. Stare pierdoły z nas.
- Stare, ale jare. W takim razie bierzmy przykład z młodych! - rzekł Byron i pocałował ją w usta.


poniedziałek, 16 czerwca 2014

Funeral banquet


W domu żałoby należącym do małżonków Proietti, urządzono stypę dla zaproszonych gości.
Przyjęcie odbywało się w rec roomie na tak zwanym dolnym parterze. Był to olbrzymi pokój; w jednej jego części ustawiono instrumenty muzyczne i tam najczęściej odbywali próby muzycy z Seward's Folly. W drugiej, o wiele większej, ustawiono jeden duży stół, na którym stały sałatki, przekąski, owoce, soki, wina, kawy, herbaty i ciasta, czyli zorganizowano szwedzki stół. Pozostałą część pokoju zajmowały małe stoliki dla gości.
Gospodarz domu wyszedł z założenia, że skoro jego małżonka za życia była osobą bardzo wesołą i towarzyską i skoro nie chciałaby, aby po jej śmierci płakano, jak to zdążyła powiedzieć Melanie Strba, przyjęcie zorganizować należy tak, aby zaproszeni goście mogli się na nim w pełni zintegrować .
- Ona cały czas jest tu z nami i nas słucha, więc grajmy i śpiewajmy dla niej - oznajmił Michael Proietti.
Grali więc i śpiewali. Zaczęto od największego hitu zespołu, sentymentalnej ballady rockowej. Zaśpiewała ją koleżanka Maximy z ex-Bad Girls, Libby Montero. Zrobiła to najpiękniej, jak potrafiła, ale zgromadzeni doszli do wniosku, że Maxie po prostu jest w tym utworze niezastąpiona. Zespół wykonał jeszcze dwa przeboje, po czym zaczął grać muzykę instrumentalną, taką jaką lubiła Maxima, najczęściej były to przeróbki muzyki klasycznej.
Byron i Emilia natknęli się przy stole z jedzeniem i piciem na Melanie i Zacha, który jej nie odstępował ani na krok i właśnie nakładał na jej talerzyk porcję sałatki z kurczaka. Melanie miała na sobie tą samą sukienkę, co na pogrzebie, z tym, że nie włożyła do niej bolerka, tylko naszyjnik z białych pereł, które doskonale harmonizowały z jej niemal alabastrową karnacją. Usta podkreśliła szminką w kolorze malinowej czerwieni, ten sam kolor miał lakier na jej paznokciach. Wyglądała olśniewająco.
- Może nie jest to najlepsza chwila, aby was o tym poinformować, ale 30 sierpnia odbędzie się nasz ślub, na który zamierzamy was zaprosić - oznajmiła Melanie. - Jesteście jednymi z pierwszych, których o tym informujemy.
Zach otoczył ją ramieniem.
- I zamierzamy mieć tyle dzieci, ile nam Pan Bóg da - dodał.
- No to serdeczne gratulacje - powiedzieli wspólnie Emilia i Byron, ściskając narzeczonych.
- Tak to jest w życiu. Jedni odchodzą, żeby dać miejsce drugim - podsumował Byron.
Wzrok Emilii przykuły perły na białoróżowej szyi Melanie.
- Piękne - powiedziała. - Czy to jest ten walentynkowy prezent?
- Tak - odpowiedziała Melanie. - Dokupiłam do niego kolczyki z białych pereł i teraz mam komplet.
Emilia dotknęła naszyjnika. - I oczywiście, są naturalne - stwierdziła.
- W rzeczy samej. Moja Walentynka ma świetny gust!- odpowiedziała Melanie i przytuliła się do Zacha.
- Na razie sprzedaję dom, w którym mieszkałam z Maxem - kontynuowała Melanie. - Dość mam wspomnień. Rozglądam się za czymś nowym.
- Namawiałem ją, aby zamieszkała ze mną, ale powiedziała: Po ślubie! - uzupełnił Zach. - Mówi się trudno, czekałem nieraz - poczekam i teraz!
Podkochiwał się w niej, kiedy znali się tylko z widzenia, a ona jeszcze nie była w separacji z mężem. Przypadek połączył ich ze sobą. Najpierw czekał aż ona go pokocha. Potem musiał czekać aż dostanie rozwód, na co jej małżonek nie wyrażał zgody. Jego nieoczekiwana śmierć sprawiła, że runęły wszystkie mury między Zachem i Melanie. Rodzice Zacha, z początku bardzo nieprzychylni ich znajomości, zmienili zdanie kiedy Melanie owdowiała. Z bliźniakami też nie było problemu - od razu go polubiły. Miał podejście do dzieci, nabrał go przy młodszych braciach. A teraz musi czekać, aż Melanie skończy okres żałoby po mężu.
- Wasze zdrowie! - zaproponował toast Byron i cała czwórka trąciła się kieliszkami.
- Maxie na pewno bardzo by się ucieszyła - powiedziała Emilia.
Zajęli jeden przy stolików, gdy tymczasem przy sąsiednim Justin Blake zajmował rozmową adorujące go panie. Zespół nadal grał muzykę instrumentalną.
Wszyscy jedli, pili i rozmawiali, a Melanie mówiła dalej:
- Wyobraźcie sobie, że Zach ma kuzyna katolickiego księdza, co mój kochany tato uznał za wielki plus. Spowiadaliśmy się u niego i przy okazji rozmawialiśmy na temat naszego ślubu, bowiem chcieliśmy, żeby odbył się jak najszybciej. Kuzyn Zacha poinformował nas, że przepisowy okres żałoby po mężu wynosi rok, ale w przypadku, kiedy są małe dzieci, które trzeba wychować, okres ten skrócony jest do sześciu miesięcy. W naszym przypadku, a właściwie w moim, ponieważ żyłam ze swoim mężem w związku niesakramentalnym, okres żałoby zależy od mego sumienia, ale wskazane byłoby odczekać te przepisowe pół roku. I sam zaproponował nam datę ślubu, to odbędzie się nawet trochę szybciej, niż za pół roku.
- A na miodowy miesiąc pojedziemy do słonecznej Italii - dodał Zach. - Wenecja, Florencja, Rzym, już nas widzę w nim.
- Tak, mamy mnóstwo planów w związku z przyszłym ślubem. Należy trzymać kciuki, aby to wszystko wypaliło - uzupełniła Melanie.
- Na pewno wszystko będzie dobrze - powiedziała Emilia. - Życzymy wam tego z całego serca.
- Powracając do sprawy żałoby, ja sama też doszłam do takiego wniosku, że wypadałoby odczekać te prawie pół roku - kontynuowała Melanie. - Max był przecież moim mężem, którego kochałam i z którym mam wspaniałe, kochane dzieci.
Do ich stolika podeszli Tristan Kelly i jego narzeczona Bonnie Lorenzo. Emilia przedstawiła ich Zachowi i Melanie.
- Widzieliśmy się na urodzinowej imprezie Maximy, ale nie zdążyliśmy sie poznać. Tyle się wtedy działo - powiedziała Bonnie.
- Lorenzo...- Melanie powtórzyła nazwisko - Czy przypadkiem nie masz krewnych w Nowym Jorku? Niedaleko domu moich rodziców jest cukiernia, której właścicielami są małżonkowie o nazwisku Lorenzo.
- Ale to nie są moi krewni. Ja pochodzę z Illinois - oznajmiła Bonnie.
- Jestem pani gorącym wielbicielem, Miss Strba - powiedział Tristan całując Melanie w rękę.
- Melanie...Mówmy sobie po imieniu.
- Byłbym bardzo zaszczycony - odpowiedział słynny koszykarz.
Bonnie zerknęła na sąsiedni stolik: - O, mój Boże, nigdy nie byłam tak blisko Justina Blake'a. Koniecznie musimy z nim porozmawiać i poprosić o autograf.
- No i weź tu z babą...! - zawołał Tristan.
Emilia miała zamiar podejść do Sally aby z nią porozmawiać. Ale o czym i jak zacząć? Zresztą, Sally zajęta była rozmową ze swoimi rodzicami, Ike'm Ratzenbergerem i Dorą Frumkin Ratzenberger, która bardziej wyglądała na jej starszą siostrę, niż matkę.
Zespół skończył grać kolejny utwór, kiedy nagle Melanie wstała od stolika, podeszła do muzyków, coś do nich powiedziała, po czym zajęła miejsce za organami.
- Chciałabym teraz przypomnieć piosenkę, którą Maxie lubiła i często nuciła - oznajmiła.
Zagrała kilka taktów i zaintonowała swoim aksamitnym głosem:
"One day baby, we'll be old..."
Reszta gości podchwyciła refren:
"Oh baby, we'll be old
And think of all the stories that we could've told!"
To był sygnał dla Justina Blake'a. Natychmiast zerwał się z miejsca, w locie przeprosił towarzystwo przy stoliku i dołączył do Melanie. Śpiewali już w duecie:

"No more tears, my heart is dry
I don't laugh and I don't cry
I don't think about you all the time
But when I do - I wonder why

You have to go out of my door
And leave just like you did before
I know, I said that I was sure
But rich men can't imagine poor.

One day baby, we'll be old
Oh baby, we'll be old
And think of all the stories that we could've told".

Tymczasem Zach zastanawiał się, czy jest coś, w czym jego narzeczona nie jest dobra. A jaka jest w łóżku....!
Poczuł nagłą rozkosz na wspomnienie pieszczot Melanie, jej dłoni o smukłych palcach na swoim ciele, jej wspaniałych nagich piersi, które tak uwielbiał całować... Najchętniej w tej chwili zabrałby ją stąd z powrotem do hotelu i kochał się z nią. Ale nadal trwają uroczystości żałobne po śmierci Maximy Seward, więc nie wypada. Z trudem się opanował.
I jest jeszcze jeden szkopuł. Oboje postanowili w pełni uczestniczyć we mszy pogrzebowej, wyspowiadali się oraz przystąpili do komunii, którą ofiarowali za duszę śp Maximy. Chociaż zamówili wspólny apartament w hotelu, odstąpił jej łóżko, a sam spędził noc na kanapie nie mogąc zasnąć. Zastanawiał się nad jednym: czy teraz, kiedy data ich ślubu jest już wyznaczona, jest grzechem kochać się ze sobą. Posprzeczał się nawet kiedyś o to ze swoim kuzynem - księdzem.
Owszem, przed ich oficjalnymi zaręczynami, żyli ze sobą w grzechu, ale teraz, kiedy zdecydowali się być ze sobą aż do śmierci i mieć wspólne dzieci... Sprawy między nimi zaszły tak daleko, że nie było dla nich żadnego tabu i bez sensu byłoby zachowywać wstrzemięźliwość aż do ślubu. Ona też zdaje sobie z tego sprawę i też czeka na jego znak. Porozmawia z nią na ten temat. Zresztą, po co rozmowa. Wystarczy, że podejdzie do niej, otoczy ją ramieniem i zanurzy usta w jej włosach. Pocałunek i pieszczota zastąpią słowa.
Justin i Melanie zakończyli swój występ.
- Melanie, jesteś wielka! - zawołał Justin i pocałował ja w rękę.
- Ja też bardzo ci dziękuję - odpowiedziała Melanie – to ty dodałeś tej piosence uroku.
Wśród rzęsistych braw odprowadził ja do stolika.
- Byliście rewelacyjni! - stwierdziła Emilia. - Mel, coraz bardziej mnie zaskakujesz.
- Ja umiem grać - powiedziała Melanie.- W dzieciństwie grałam na keyboardzie, czym czasami doprowadzałam do pasji mojego ojca. Wtedy krzyczał: "Może byś już wreszcie przestała grać mi na nerwach!". Nie zapominaj, że miałam męża muzyka, a w domu były organy i fortepian. Nieraz grywaliśmy na cztery ręce. Swoje umiejętności kształciłam dalej w szkole aktorskiej. Mój profesor od muzyki zawsze podziwiał moje dłonie i mówił, ze mam palce urodzonej pianistki.
Do ich stolika podeszła Sally.
- Moja córka byłaby szczęśliwa. Ty i Justin pięknie to zaśpiewaliście - zwróciła się do Melanie.
- Myślę, że ona nas słyszała i jest w tej chwili szczęśliwa - odpowiedziała Melanie.
- Byron, Em, chciałabym wam za wszystko podziękować. Gdyby nie wy, nie dałabym rady z tym wszystkim.
- Wiedz, że na nas zawsze możesz liczyć. Co tam słychać u twoich rodziców? - zapytał Byron.
- Mają się dobrze. Maxie zawsze była ich ukochaną wnuczką, chociaż nieraz zalazła im za skórę. Co innego Yolanda. Od początku mnie nie lubiła i nie sądzę, żeby przepadała za Maxie. Dlatego nie raczyła się zjawić na uroczystościach pogrzebowych.
- Czy Maxie kiedykolwiek widziała matkę swojego ojca? - spytała Emilia.
- Nigdy - odpowiedziała Sally.- Yolanda wcale nie była zainteresowana wnuczką.
- Za bliźniakami przepadała, chociaż one za nią nie bardzo, jak zdążyłam zauważyć - wtrąciła Melanie.
- Yolanda to specyficzny typ, raczej nie dający się lubić - skonstatowała Sally.
- A co tam nowego w polityce? Słyszałem, że Obama wybiera się do Polski - nadmienił Byron.
- Naprawdę? - spytała Emilia.
- Podobno - powiedział Zach. - Sądzę, że to ma związek z sytuacją na Ukrainie, która jest przecież sąsiadem Polski. Chociaż prezydent coś tam wspominał o demokracji w Polsce. Trudno powiedzieć, co miał na myśli.
Przyjęcie trwało dalej. Jedzono i pito, i wszyscy mieli możliwość porozmawiania ze sobą na różne tematy, więc integracja przebiegła pomyślnie. A nad wszystkim unosił się duch zmarłej Maximy.


W domu państwa Lassiterów też trwała żałoba, chociaż nie taka uroczysta. Panował tam głęboki smutek i wyrzuty sumienia, że nikomu nie udało się przewidzieć biegu wydarzeń i zapanować nad sytuacją.

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Requiescat in pace!


Katolicki Kościół Św. Tymoteusza przy Bulwarze West Pico dawno nie przeżył takiego oblężenia.
Kilka tysięcy ludzi zebrało się aby pożegnać Maximę Seward, więc zrozumiałe było, że nie wszystkim było dane dostać się do wnętrza tego pięknego, renesansowego kościoła, gdzie wystawione były zwłoki i brać udział we mszy pogrzebowej.
Z kościoła zwłoki miały być przewiezione do krematorium i spalone w obecności kapłana i najbliższej rodziny.
Kościół pękał w szwach, zabrakło nawet miejsc stojących. Oprócz uczestnictwa we mszy zgromadzeni spodziewali się zobaczyć tu gwiazdy i celebrytów. Dziewczęta wzdychały do hiperprzystojnego Justina Blake'a, gwiazdy muzyki pop, o którym było wiadomo, że jest zaprzyjaźniony z małżeństwem Proietti i spodziewano się, że przyleci z Atlanty aby wziąć udział w uroczystościach pogrzebowych. Mężczyzn bardziej interesowała Melanie Strba, zwana "królową mydlanych oper", piękność nad pięknościami.
W kościele zapalono światła i świece, a trumna ze zwłokami Maximy tonęła w kwiatach.
Co jakiś czas przez tłum przebiegał szmer, co oznaczało, że właśnie pojawił się któryś z celebrytów bądź celebrytek.
Tym razem szemrała głównie męska część zgromadzonych, bowiem w drzwiach pojawiła się Melanie Strba, zjawiskowa i elegancka. Ubrana była w skromną czarną sukienkę, z niewielkim dekoltem i długością zakrywającą kolana, do której włożyła bolerko z gęstej czarnej koronki. Na jej szyi błyszczał tylko jeden łańcuszek z krzyżykiem z białego złota, z tego samego metalu były delikatne kolczyki w jej uszach. Naturalny makijaż podkreślał jej subtelną urodę. Długie czarne włosy były gładko zaczesane do tyłu w niski kok, a jej fiołkowoniebieskie oczy lśniły jak gwiazdy pod wysoko sklepionym czołem. Choć ubrana była zgodnie z kanonami obowiązującymi na pogrzebie, setki oczu wpatrywało się w nią jak w święty obraz, a niewykluczone, iż niejeden z mężczyzn zgrzeszył myślą w kościele. Młody dziennikarz Zach Tramell szedł obok niej dumny, bo wszyscy zazdrościli mu jego kobiety. Była jego, chociaż to o nim mówiono "mężczyzna Strba". Niech i tak będzie! Poczuł w swej dłoni jej ciepłą dłoń. Uścisnął ją, a ona odwzajemniła uścisk. Kocha i jest kochany. Nic więcej się nie liczy.
Następny szmer przebiegł przez kościół. Tym razem większe zainteresowanie było po stronie dam, gdyż zjawiło się ich bożyszcze, Justin Blake. Ubrany w ciemny garnitur majestatycznie przeszedł przez środek kościoła, po czym zajął wyznaczone dla siebie miejsce.
Zaczęła się msza.
Chór odśpiewał Lacrimosę Mozarta.
Po czytaniu z Księgi Proroka Izajasza ksiądz celebrujący mszę odczytał Ewangelię według Św. Łukasza, po której przyszła pora na homilię.
Pastor rozpoczął ją od cytatu z Ewangelii: "W Niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia". Opowiadał o wydarzeniach z życia Maximy. O tym, ze była niesfornym, ale dobrym dzieckiem, że jako nastolatka miała kontakt z narkotykami, którym wydała wojnę po śmierci jej przyjaciółki, o tym, że bardzo zaangażowana była w różne akcje charytatywne. Szczególnie podkreślił ten fakt, że zmarła była zatwardziałą ateistką dopóki nie pokochała swojego przyszłego małżonka. To miłość skłoniła ją do tego, że uwierzyła w Boga i wzięła ślub w Kościele Katolickim stając się jego członkinią. Pan Bóg dał jej wielki talent i ona wykorzystała go maksymalnie, a w swoim krótkim życiu osiągnęła, nomen omen, maksimum tego, co mogła osiągnąć. Bóg, niestety, powołał ją do siebie u samego szczytu sławy.
Na koniec powiedział: "Ciekaw jestem ilu z was przyszło tu aby w pełni uczestniczyć we Mszy Św, ilu z was przystąpiło do sakramentu pokuty aby przyjąć podczas tej mszy komunię i ofiarować ją za duszę śp Maximy. 
Spróbujmy popatrzeć na jej tragiczną śmierć przez pryzmat wiary. Spróbujmy zaprosić Chrystusa do tego co przeżywamy, co czujemy, co jest naszym największym cierpieniem. Amen".
Następnie rozpoczęły się modlitwy i śpiewy nad trumną zmarłej. Wreszcie przyszła pora na Komunię św., do której ze strony celebrytów przystąpił mąż zmarłej i jego rodzice, oraz, ku zaskoczeniu co niektórych, Melanie Strba i jej przyjaciel.
Msza św. zakończyła się Marszem Żałobnym. Trumnę wyniesiono z kościoła i umieszczono na platformie samochodu, który miał ją przewieźć do krematorium.
Tymczasem mąż i matka zmarłej przyjmowali kondolencje przed kościołem, zapraszając niektórych uczestników mszy na przyjęcie w domu żałoby, rodzaj stypy, która ma się odbyć wieczorem.
Samochód z trumną ruszył w stronę krematorium. Ludzie zgromadzeni na chodniku rzucali na trumnę kwiaty, najczęściej były to białe róże, które Maxima tak lubiła za życia.
Emilia i Byron szli za trumną w towarzystwie Melanie i Zacha.
- No to spotykamy się wieczorem na stypie - powiedział Byron.
- Tak by wyglądało - odpowiedziała Melanie.
- Zostajemy tu jeszcze dwa dni, gdyż Mel ma zamiar uczestniczyć w pochowaniu prochów na cmentarzu - oznajmił Zach.
- Obiecałam to Maxie - uzupełniła Melanie - a po pogrzebie wybieramy się z wizytą do was. Co wy na to?
- Przecież wiecie, że zawsze jesteście u nas mile widziani - odpowiedziała Emilia.
Kondukt rozwiązał się przed bramą krematorium. Dalej poszli za trumną tylko Michael i Sally.


poniedziałek, 2 czerwca 2014

Wola zmarłej


Następnego dnia obudził Emilię telefon.
Dzwoniła Melanie.
- Pewnie cię obudziłam. Przepraszam, ale to, co mam ci do powiedzenia jest bardzo ważne i chcę, żebyś powiedziała o tym Sally. Mówiłam ci już, że rozmawiałam z Maximą podczas pogrzebu Maxa.
- Tak, wspominałaś mi o tym - potwierdziła Emilia.
- Kiedy opuszczałyśmy cmentarz powiedziała: "Nie chciałabym, żeby ktokolwiek płakał po mojej śmierci. Przecież istnieje niebo i ja wtedy będę już w niebie, szczęśliwa. Chciałabym, żeby mój pogrzeb był w obrządku katolickim, ponieważ przeszłam na katolicyzm kiedy brałam ślub z moim mężem, a on, jak wiesz, jest Włochem. Ale chciałabym, żeby mnie po śmierci skremowano. I musisz mi przyrzec, Mellie, że będziesz obecna podczas składania moich prochów do ziemi Oczywiście, jeśli ja umrę pierwsza".
Skarciłam ją za to, że mówi o śmierci i pogrzebie.
"Po co teraz o tym mówić?", powiedziałam. "My mamy dla kogo żyć. Mamy przecież dzieci".
"Tak", odpowiedziała, "ale człowiek nie zna dnia ani godziny". Powiedziałam, że nie trzeba teraz tym się martwić. Żyjemy i cieszmy się każdą chwilą życia, bo i tak jest krótkie. "Masz rację. Krótkie i zasrane, jak pieluszka niemowlęcia", zażartowała. I więcej nie wracałyśmy do tego tematu. Myślę, że ona wtedy przeczuwała swoją rychłą śmierć.
- Wiesz, Mel, aż mi ciarki przeszły po ciele, kiedy o tym opowiadałaś - stwierdziła Emilia. - Zaraz zadzwonię do Sally i przekażę jej to, co mówiłaś.
- Będę ci bardzo wdzięczna - powiedziała Melanie.- Od tego czasu, kiedy usłyszałam wiadomość o śmierci Maxie, nie mogę dojść do siebie. I cały czas myślę o mojej ostatniej z nią rozmowie. Wtedy nie przypuszczałam, że to będzie ostatnia.
- Tak, to wszystko stało się tak nagle i było tak straszne, że chyba nieprędko się po tym otrząśniemy. Oczywiście, będziesz na pogrzebie. W takim razie proponuję, żebyś zatrzymała się u nas.
- Bardzo ci dziękuję za propozycję, ale nie będę sama i mamy zamiar zatrzymać się w hotelu. Ale obiecuję, że wam też złożymy wizytę. Wzięliśmy tydzień urlopu.
- I bardzo dobrze. W takim razie widzimy się na uroczystościach pogrzebowych i myślę, ze jeszcze ze sobą porozmawiamy.
- Na pewno. No to do zobaczenia - powiedziała Melanie i rozłączyła się.
Emilia natychmiast wystukała numer Sally.