środa, 3 grudnia 2014

Wybór Melanie

- I co nowego powiedziała ci przyjaciółka?- spytał Byron żonę przy śniadaniu.
- Nic nowego. Chyba wiesz o tym, że chciała jechać na Ukrainę. Zamiast tego spędziła dwa dni w Ferguson, Missouri. Wróciła do domu na Święto Dziękczynienia, które spędziła z Michaelem i jego rodziną.
- I co mówiła na temat zamieszek? Czy solidaryzowała się z protestującymi Murzynami?
- Przeciwnie. Jej sympatia była po stronie uniewinnionego policjanta. Mówiła, że pełnił swoją służbę, kiedy dwóch murzyńskich nastolatków usiłowało obrabować sklep. Gdy chciał ich aresztować jeden z nich rzucił się na niego i usiłował wyrwać mu broń. Policjant strzelił w obronie własnego życia. Na nieszczęście zastrzelił chłopca.
- Dać kurowi grzędę, jeszcze wyżej siędę! Od kiedy obowiązuje równość rasowa tak zwani Afroamerykanie domagają się więcej przywilejów.  A co tam piszą nasi polscy przyjaciele?
- Piszą, że działy się cyrki z wyborami w Polsce. Najpierw wysiadły komputery podczas liczenia głosów, potem okazało się, że większą ilość mandatów zdobyła rządząca koalicja, chociaż procentowo wygrała opozycja. Poza tym zdarzył się taki przypadek, że wygrał człowiek, który nigdy nie kandydował. W ogóle opozycja uważa, że wybory zostały sfałszowane i domaga się ich powtórzenia.
- Ja też stanowczo uważam, że w takim wypadku wybory powinny być powtórzone.
- Tak, i w każdym innym kraju, niż w Polsce na pewno by to zrobiono. Ale Polska... Coraz bardziej odnoszę wrażenie, że ona istnieje tylko teoretycznie.


- Dzień dobry – powiedziała Melanie wchodząc do gabinetu USG.
- Dzień dobry – odpowiedział lekarz. - Proszę położyć się na leżance i odsłonić brzuch.
Melanie zrobiła to, o co prosił, a on posmarował jej brzuch żelem.
- Może pani obserwować dziecko na monitorze. Wygląda na to, że to będzie dziewczynka. Proszę zobaczyć, jak bije jej serce – powiedział przesuwając sondę po brzuchu kobiety.
- O cholera! - zawołał nagle.
- Czy coś jest nie tak? - spytała Melanie.
- Widzę brak kości nosowej – odpowiedział lekarz.
- To znaczy co?
- To znaczy to, że jest bardzo duże prawdopodobieństwo, iż dziecko urodzi się z zespołem Downa – powiedział lekarz kończąc badanie. - Podejrzewam, że pani nie będzie kontynuować tej ciąży. Wobec tego proszę zaczekać, zaraz wypiszę skierowanie do kliniki, w której  wykonają zabieg.
- O jakim zabiegu pan mówi? - spytała Melanie zapinając spodnie i obciągając bluzkę. - Ja nie mam zamiaru usuwać tej ciąży. Czy moje dziecko nie ma prawa do życia tylko dlatego, że jest inne?
- To już pani decyzja, a moja tylko sugestia – powiedział lekarz.
- To niech pan wsadzi sobie swoje sugestie do kieszeni! - zawołała Melanie.
- Proszę się uspokoić, Ms Strba. Na ogół kobiety nie chcą mieć dzieci z wadami genetycznymi.
- Ja nie jestem ogół.
- W takim razie proszę chwilę zaczekać, wypiszemy wynik.
Lekarz usiadł przy komputerze. Melanie czytała słowa pojawiające się na monitorze. Także i to złowieszcze: Trisomia 21.
- Do widzenia panu – powiedziała, kiedy lekarz podał jej kartkę z wydrukowanym wynikiem.
- Do zobaczenia – odpowiedział lekarz.- Zapraszam na przyszły miesiąc.
Melanie jednak pomyślała, że nie ma zamiaru przychodzić więcej do tego lekarza.
Kiedy oszołomiona tym, czego się właśnie dowiedziała kierowała swe kroki ku parkingowi, w jej torebce zadzwonił telefon. Dzwonił Zach.
- No i jak tam, kochanie? Czy już po badaniu? - zapytał.
- Tak, już! - odpowiedziała.
- No i jak, wszystko OK?
- Wybacz, kochanie, ale teraz nie mogę rozmawiać. Jestem jeszcze na terenie kliniki. Zadzwonię do ciebie kiedy już będę w domu.
- Nie będę mógł się doczekać. Trzymaj się, buziaczki! - zawołał Zach i rozłączył się.
Melanie schowała telefon do torebki, otworzyła kluczykiem drzwi do samochodu i usiadła za kierownicą. Włożyła klucz do stacyjki, przekręciła i odpaliła samochód.
Jechała jak na oślep, jeszcze nie docierało do niej to, co usłyszała o swoim dziecku.
I znów zadzwonił telefon. Tym razem dzwoniła Tonya.
- Nie było ciebie w pracy, więc pytam, co słychać.
- Tonya, wpadnij do mnie w godzinach lunchu, to pogadamy.
- Dobra, w takim razie do zobaczonka! - odpowiedziała Tonya i rozłączyła się.


- Zrobię pani herbatę – zaproponowała Bridget gdy Melanie już była w domu.
- Z przyjemnością się napiję – odpowiedziała.
Bridget udała się do kuchni, a telefon znów zadzwonił.
I tym razem to był Zach.
- Mel, gdzie teraz jesteś?
- W domu.
- To dlaczego nie dzwonisz? Tak bardzo się niepokoję... Czy z badaniem coś wyszło nie tak?
- Owszem, wyszło. Trisomia 21.
- Co to znaczy?
- To znaczy, że nasze dziecko urodzi się z zespołem Downa.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
- Halo! Zach, jesteś tam?!
- Tak, jestem!... Mel, kocham cię i kocham nasze dziecko bez względu na to, jakie ono jest... Tym bardziej potrzebuje naszej miłości.
- Dziękuję ci. Wiem, że na ciebie zawsze mogę liczyć.
Weszła Bridget z herbatą i postawiła ja na stole.  Melanie dała jej znak aby wyszła z pokoju.
- Wiesz, lekarz, który robił mi USG, był zdziwiony, kiedy oznajmiłam mu, że nie mam zamiaru usuwać tej ciąży – kontynuowała rozmowę Melanie. I nagle się rozpłakała:- Więcej do niego nie pójdę!
- Kochanie, nie płacz, wszystko będzie dobrze. Jestem z tobą. Po pracy odbiorę dzieci z przedszkola i postaram się jak najszybciej być w domu.
- Dobrze – powiedziała Melanie. - A ja po południu spróbuję skontaktować się z Carolyn Crenshaw.
Carolyn była lekarką – ginekologiem, która opiekowała się Melanie podczas jej poprzedniej ciąży i z którą fiołkowooka często się konsultowała.
- Dobry pomysł. No to trzymaj się, Mel! I o nic się nie martw - powiedział Zach i rozłączył się.


- Ma pani gościa. Panna Miller – oznajmiła Bridget, a zobaczywszy łzy w  oczach Melanie spytała:
- Co się stało? Czy mogę w czymś pomóc?
- Nie, Bridget, dziękuję – Melanie przypomniała sobie, ze umówiła się z Tonyą.
- Cześć Mel! - zawołała blondynka wchodząc do pokoju. - Co to, ty płaczesz? Co się stało? - objęła przyjaciółkę.
- Robiłam dzisiaj USG i wyszło, że dziecko urodzi się z zespołem Downa – powiedziała Melanie, kiedy Bridget wyszła z pokoju.
- Nie ściemniasz?
- Nie ściemniam. Mimo to postanawiam urodzić to dziecko.
- Chyba oszalałaś!
- I ty, Brutusie!?...
- Poproś Bridget, żeby zrobiła mi kawę, a ja opowiem ci coś, o czym jeszcze z nikim nie rozmawiałam. Wiem o tym tylko ja i moja matka.
- Opowiadaj. Bridget, zrób kawę pannie Miller – zawołała Melanie w stronę kuchni.
- Dobrze, proszę pani! - odpowiedziała gospodyni, a Tonya zaczęła opowiadać swoją historię.
- Kiedy miałam szesnaście lat, miałam chłopaka, który nie dość, że zadawał się z nieciekawym towarzystwem, to był agresywny. Postanowiłam z nim zerwać. Wybraliśmy się samochodem za miasto, a kiedy powiadomiłam go o swej decyzji nagle rzucił się na mnie i powalił na ziemię.
„ Zanim się rozstaniemy, wezmę to, co mi się należało!” - powiedział i zgwałcił mnie. Po tym wszystkim wybiegłam na szosę i jakiś litościwy kierowca podrzucił mnie do miasta. Nie powiadomiłam policji, gdyż moja matka uznała, że sama sobie byłam winna, ponieważ wiedziałam, jaki był ten chłopak, a mimo wszystko zdecydowałam się na wycieczkę z nim. Ale po kilku tygodniach okazało się, że jestem w ciąży. To był koszmar... Moja matka poradziła mi, abym usunęła i tak zrobiłam. Nie żałuję. I tak nie kochałabym tego dziecka.
- Jesteś tego pewna?
- Tak, jestem pewna.
- Mimo mojego głębokiego współczucia dla ciebie uważam, że każde dziecko jest darem Bożym i ma prawo do życia dopóki sam Bóg mu tego życia nie odbierze. Tak mnie wychowali moi rodzice.
- Ach, ta wasza przesadna religijność! - zawołała zielonooka.
W tym czasie Bridget przyniosła kawę i ciastka.
Kiedy wyszła, Tonya kontynuowała:
- I po co ci ten ciężar, Mel? Przecież zdajesz sobie sprawę, że takie dziecko będzie potrzebowało szczególnej troski. Czy gotowa jesteś na to konto zrezygnować z tak wspaniale przebiegającej kariery aktorskiej?
- Tak, jestem gotowa – odpowiedziała fiołkowooka bez wahania. - Zdaję sobie sprawę, że to dziecko będzie potrzebowało więcej miłości i gotowa jestem mu tą miłość dać.
- Mel, sądzę, że upadłaś na głowę! - blondynka kręciła głową z niedowierzaniem.- Po co ci dziecko z Downem? Masz przecież dwójkę  wspaniałych, normalnych dzieci!
- No to będę miała jeszcze jedno dziecko, używając twojej terminologii, normalne inaczej.
- Mel, radzę ci, abyś jeszcze raz to wszystko przemyślała. A teraz już pójdę.
- Tak, lepiej już idź – powiedziała brunetka patrząc na niedopitą kawę w filiżance przyjaciółki.


Godzinę później przekroczyła drzwi gabinetu doktor Carolyn Crenshaw.
- Cóż cię do mnie sprowadza, Melanie? - zapytała lekarka, sympatyczna filigranowa blondynka o niebieskich oczach. - Powiedz mi, w czym problem.
Melanie pokazała wyniki badania USG.
- No, nie wygląda to dobrze, ale to jeszcze nie jest powód do tragizowania – oświadczyła lekarka. - USG daje tylko 60 – 80 procent pewności. Radziłabym ci zrobić test NIFTY, który gwarantuje 99 procent.
- No to mnie pocieszyłaś, Carolyn. Ale czy taki test nie zagrozi ciąży?
- Absolutnie. To jest test nieinwazyjny. Pobiorą ci krew z żyły obwodowej, a następnie zbadają krew na obecność chromosomów.
- Ile czasu będę czekała na wynik?
- Około dwóch tygodni.
- Będą to najdłuższe dwa tygodnie w moim życiu.
- Zobaczysz, wszystko będzie dobrze. Już ci wypisuje skierowanie do kliniki.


Po powrocie do domu Melanie wykonała jeszcze dwa telefony.
Jeden z nich był do matki.
Kiedy opowiedziała jej o swoich problemach, Anna  Štrbová poradziła jej:
- Córcia, zrób koniecznie to dodatkowe badanie i poczekaj na wynik. A w międzyczasie módl się do Matki Bożej z Guadalupe, która jest opiekunką kobiet ciężarnych. Ona ci dopomoże, a ja już cię jej poleciłam. Poza tym uważam, że podejmujesz słuszną decyzję podtrzymując tę ciążę. Tylko Bóg może decydować o tym, ile każde z nas ma żyć. Ja i tata będziemy cię wspierać.
- Dziękuję, mamo. Wiem, że na ciebie i tatę zawsze mogę liczyć.
Drugi telefon był do Emilii Hintertan, która była jej najlepszą przyjaciółką pomimo znacznej różnicy wieku.
- Wiesz, nie będę ci radzić, co masz zrobić ze swoim brzuchem. To wyłącznie twoja sprawa. Jedno ci tylko powiem: zrób koniecznie test NIFTY i poczekaj na jego wynik zanim podejmiesz ostateczną decyzję – powiedziała Emilia.
Melanie musiała przyznać, że obie rozmowy bardzo podtrzymały ja na duchu.

 ----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Witam,
Przepraszam, że tak długo musieliście czekać na ten rozdział.
Jak zwykle - problemy z weną.
C'est la vie blogera, cholera!
Myślę, że rozdział jest dostatecznie długi.
Przyjemnej lektury i komentujcie, błagam!