sobota, 12 kwietnia 2014

Niech żyje bal! - cz.2

Emilia wyszła na taras i zastała tam Melanie rozmawiającą z policjantem.
- Co się stało?
Melanie popatrzyła na nią swoimi fiołkowymi oczyma.
- Nic się nie stało. Pan właśnie tłumaczy, że jesteśmy tu dobrze pilnowani.
- To dobrze, należą się serdeczne podziękowania ochronie i policji.
- Myślałam, że pobędę tu trochę sama, ale nic z tego nie wyszło.
- Ja też chcę pobyć sama, a więc będziemy tu obie same. Czasami lepiej jest sobie pogadać.
- Ano, niby i tak.
Emilia podprowadziła dziewczynę do jednego ze stolików na tarasie.
- Usiądźmy tu, a ja przyniosę szampana żeby nam się lepiej gadało.
- Jasne, in vino veritas.
Emilia zostawiła Melę Szczerbę samą na tarasie, nie licząc dwóch policjantów, którzy rozmawiali ze sobą po przeciwnej stronie.
Weszła na salę i skierowała się do stołu, tam gdzie siedzieli muzycy z Seward's Folly z mocno już pijanym Maxem Sewardem, który obejmował chichoczącą blondynkę.
- Panowie - zwróciła się do nich Emilia - chyba nie macie nic przeciwko temu, że zarekwiruję wam butelkę szampana. I tak macie już dosyć. Tylko czy mogę prosić aby mi ktoś to otworzył?
- Ja to zrobię! - poderwał się Max
- Maksiu, nie dasz rady - drwili z niego koledzy.- Jesteś ogólnie bardzo słabej kondycji. Taki hinky dinky man.
A reszta towarzystwa podchwyciła już melodię i zaczęła śpiewać:

Oh, Mademoiselle from Armentieres,
  Parley-vous
Oh, Mademoiselle from Armentieres,
  Parley-vous
Mademoiselle from Armentieres,
She hasn't been kissed for forty years!
Hinky-dinky, parlez-vous?

- Ee tam, ja znam lepszą zwrotkę - pochwalił się Max - i wcale nie jest ze mną aż tak tragicznie.
Posadził sobie blondynkę na kolanach i zaintonował:

Oh, Mademoiselle from Armentieres,
  Parley-vous
Oh, Mademoiselle from Armentieres,
  Parley-vous
She'll do it for wine, she'll do it for rum,
And sometimes for chocolate or chewing   gum!
Hinky-dinky, parlez-vous?

Na sali rozległy sie brawa. Ktoś rzucił hasło do rozpoczęcia karaoke.

Emilia wyszła na taras z butelką szampana i dwoma kieliszkami na tacy, i podążyła do stolika, przy którym czekała na nią Melanie.
- Już jestem - oznajmiła. - Z tego wszystkiego zapomniałam się przedstawić. Jestem Emilia Kelly.
- Melanie Sztrbova ( piękna Melania wymówiła to nazwisko w taki sposób, że Emilia nie miała wątpliwości co do jej pochodzenia). Po mężu Seward, ale używam panieńskiego.
- Czeszka czy Słowaczka?
- Słowaczka z Bratysławy, od urodzenia mieszkająca w Nowym Jorku.
- Ja też czasem używam panieńskiego nazwiska , a ono brzmi Hintertan. Więc jestem Emilia Hintertan-Kelly.
- Hintertan to niemieckie nazwisko. Jesteś Niemką?
- Urodziłam się, wychowałam i spędziłam młodość w Polsce.
Emilia rozlała szampana do kieliszków.
- No proszę, z sąsiedniego kraju - skonstatowała Melanie. - Moi rodzice przyjaźnią się z jedną polską rodziną, notabene ich sąsiadami. Przyjechali do Ameryki wtedy, gdy w Polsce wprowadzono stan wojenny. Ci są OK. Ale bardzo narzekają na innych Polaków. Mówią, że nie ma z nimi żadnej więzi i że wstydzą się swoich korzeni, i co ciekawe, uważają się za Nowojorczyków, a nie Polaków. W ogóle Polacy to dziwny naród. Wybierają do rządu kompletnie nieodpowiedzialnych ludzi. Bo jak wytłumaczyć chociażby ten fakt, że w katastrofie lotniczej zginął ich prezydent, a oni oddali śledztwo Rosjanom.
No proszę, taka sobie gwiazdka z telenoweli, a jaka erudycja - dziwiła się Emilia. Melanie coraz bardziej ją zaskakiwała.
Ile ona może mieć lat? Dwadzieścia pięć? Mogłaby być jej córką.
- A twoi rodzice kiedy przyjechali do Ameryki i dlaczego?
- Na początku lat osiemdziesiątych. To długa i skomplikowana historia. Powiem tyle: zostali do tego zmuszeni. A jak było z tobą?
- Wyjechałam z Polski w latach dziewięćdziesiątych i nikt mnie do tego nie zmuszał. Wyjechałam bo chciałam.
- I nie ciągnie cię tam?
- Absolutnie. Odkąd moi rodzice nie żyją, a bracia rozjechali się po świecie, nie mam żadnych więzi z Polską.
- A jakiś sentyment? Bądź co bądź urodziłaś się tam i spędziłaś tyle lat.
- Nic z tych rzeczy. Jak widzisz, jestem taka sama, jak ci Polacy w Nowym Jorku.
Melanie opróżniła kieliszek i sięgnęła po butelkę.
- Wiesz co - powiedziała nalewając trunek sobie i Emilii - nie obraź się, ale irytują mnie ludzie, którzy odcinają się od swoich korzeni. Ja się od nich nie odcinam. Wręcz przeciwnie, staram się to w pewien sposób manifestować.
- W jaki sposób?
- Dotyczy to pisowni i wymowy mojego rodowego nazwiska. Otóż pisze się w nim makczeń, czyli caron nad S. Wymawia się to jak sz, więc de facto jestem Sztrba. Tu w Ameryce jest problem z napisaniem tego, gdyż anglojęzyczne klawiatury nie mają takich znaków. Dlatego przeważnie moje nazwisko pisze się przez samo S. Powiem tak: w szkole byłam Strbova, natomiast karierę zrobiłam i nadal robię jako Melanie Strba i tak już zostanie. Ale często, kiedy się podpisuję, stawiam ten makczeń nad S.
- Czy to nie jest snobizm?
- Snobizm? Nie, po prostu traktuję to jako ukłon w stronę moich przodków. I takie jest moje prawdziwe nazwisko.
- Odwiedziłam twój blog. Bardzo mi się podoba. Zwłaszcza twoje motto.
- Z łaciny zawsze byłam dobra.
W torebce Melanie zadzwonił telefon.
- Przepraszam, muszę odebrać - powiedziała i odeszła z komórką wgłąb tarasu.
Wróciła po skończonej rozmowie.
- Dzwoniła niania. Mały obudził się i cały czas płakał. Musiałam odezwać się do niego żeby się uspokoił. Ach, te dzieci! Samo życie. C'est la vie! Mamy bliźniaki, chłopca i dziewczynkę. Mają w tej chwili po dwa lata. Matthew i Meghan. W ten sposób wszyscy mamy imiona zaczynające się na M.
Melanie pokazywała zdjęcia dzieci w swoim iPhonie, opowiadała różne ciekawostki z ich życia.
Co kobieta ma? Męża idiotę, najpiękniejsze w świecie dzieci i zawsze rację - skojarzyło się Emilii.
Pomyślała, że dwa razy w życiu mogłaby zostać matką.. Przyszło jej za to wychowywać nie jej własne dzieci, które na swój sposób pokochała. Chociaż były z nimi problemy, zwłaszcza z Tristanem, bo Tara raczej takowych nie sprawiała.
- Piękne dzieciaki, bo i mamę mają piękną - skomplementowała.
- Dziękuję - odpowiedziała Melanie wdzięcznym ruchem zgarniając włosy z szyi i przerzucając je przez ramię.
- Powiedz mi, jak ty to robisz, że mimo ciąży i porodu zachowałaś świetną figurę.
- Ćwiczę, pływam, gram w tenisa. Poza tym mam szybki metabolizm, a nadmiar kalorii zawsze idzie tam, gdzie trzeba.
- Tylko pozazdrościć. Muszę ci powiedzieć, że mam braci, też bliźniaków, którzy są nie do odróżnienia. Z tego powodu zdarzały się różne przezabawne historie. Najwięcej numerów było oczywiście w szkole, kiedy jeden za drugiego odpowiadał na lekcji, a nauczyciele nie mogli się w tym połapać. Nawet kiedy ich rozdzielono i każdy z nich uczył się w innej klasie, niczego to nie zmieniło.
- Ha ha ha... Ja też bym tak robiła, gdybym miała siostrę bliźniaczkę.
- A juz najzabawniejsze było to, kiedy umawiali się na randki i zamieniali się dziewczynami, i one też nie mogły się zorientować.
- No to mieli pomysły, nie powiem. A ty zawsze ich rozróżniałaś?
- Przeważnie tak. Miałam na to swoje sposoby... Swoją drogą, bardzo miło nam się rozmawia. A teraz powiedz mi, dlaczego w tę upojną kalifornijską noc szukałaś samotności?
- Upojna noc - westchnęła Melanie - tak, rzeczywiście upojna zwłaszcza dla mojego ślubnego, który upił się i zaczął podrywać dziewczyny. Tak jakbym nie istniała i mnie tu w ogóle nie było.
- Zrewanżuj się mu i zacznij podrywać chłopaków.
- Co to, to nie. Gdyby to zauważył wracalibyśmy do Nowego Jorku pierwszym samolotem. A ja nie chcę tracić imprezy, która z tym jednym wyjątkiem jest super. Ale Max ma słabą głowę i zaraz padnie. Ten typ tak ma. A wtedy ja sobie zaszaleję. Po to jest parkiet, żeby zrobić z niego użytek. a ja uwielbiam tańczyć. A gdzie sie podziewa twój małżonek? Nie widzę go tutaj.
- Och, Byron... ogarnęła go twórcza wena, więc został w domu i pisze scenariusz do filmu. Ten typ tak ma.

Maxima i jej matka, Sally Ratzenberger, wkroczyły na taras.
- O, gdzie się ukrywają dziewczyny! - zawołała Sally.
- I opróżniły bez nas całą butelkę szampana. Ładnie to tak? - dodała Maxima.
- Wszędzie cię szukam, Em. A ciebie, Mel, twój małżonek szuka. Myślę, że ma już dosyć.
- Nie moja sprawa - odpowiedziała Melanie- niech ktoś się nim zajmie.
- Ale on chce ciebie i się awanturuje.
- Wreszcie sobie o mnie przypomniał. No dobra, ogarnę się trochę i zaraz przyjdę.

- Wygląda na to, że Max dzisiaj przeholował - powiedziała Sally do Emilii. Współczuję Mel. I tak za długo się z nim certoli. Ze mną jest zupełnie inaczej: jestem impetyczka i dawno bym go z domu wyrzuciła. Ale ona jest dyplomatką i ma na niego duży wpływ. Tylko, że tym razem na nic przyda się dyplomacja, tu potrzebne radykalne cięcie. Tak ja to widzę, ale ciekawi mnie, jak ona to rozegra, bo tolerować jego pijackich ekscesów na pewno dłużej nie będzie. Jak ktoś ma słabą głowę nie powinien tyle pić i durnia z siebie robić.

Kiedy Melanie wchodziła na salę, czuła, że ci goście, którzy nie tańczą, patrzą tylko na nią. Mimo to szła pewnie, z naturalną gracją, jakby właśnie wkroczyła na wybieg dla modelek.
- Mel, kochanie, gdzie się podziewałaś tak długo? - wyskoczył do niej Max.
- Co to ciebie obchodzi? - odparła.
- A nie powinno?
- Do tej pory nie obchodziło.
- Mel, kochanie, wiem, że się na mnie gniewasz. Ale wiesz o tym, że ja tylko ciebie kocham. Tylko ciebie jedną.
Usiłował ją objąć i pocałować, ale odepchnęła go energicznie, aż się zachwiał:
- Precz z łapami. Brzydzę sie tobą!
- Ostro! - skonstatował Max - ale ona wcale nie jest taka. Już ja ją dobrze znam. Melanie Strba, dziewczyna z rozkładówki. Prawda, że ładnie jej w tej sukience? A gdybyście ją widzieli nago... Patrzcie i oczy paście, leszcze, bo tylko to wam pozostało. Ona jest cała moja!
Znów próbował ją objąć i przytulić, ale znów go odepchnęła.
- Jaki ty jesteś żałosny, Maksymilianie Seward. Myślę, że masz już dosyć. A teraz grzecznie pójdziesz na górę i położysz się do łóżka.
- Do łóżka? Och tak, z tobą! Wiesz, ty masz czasem rewelacyjne pomysły.
- Nie, tym razem pójdziesz sam.
- Mel, ale on sam nie dojdzie - wtrąciła Sally. .
Ale Melanie już wiedziała, co należy zrobić w takiej sytuacji.
- Chłopaki, macie tu klucz od pokoju. Zaprowadźcie kolegę na górę i połóżcie spać - wydała polecenie.
Dwóch gitarzystów wzięło zataczającego się Maxa pod pachy i powlokło go, śpiewającego "Come on, baby, light my fire", na górę.
- A my bawimy się dalej! - rzuciła hasło Melanie i udała sie na parkiet.

Mela Szczerba królowała na parkiecie.
W ten sposób się odreagowuje - podsumowała w myślach Emilia.
- Prawda, że Mel świetnie tańczy? - stwierdziła Maxima.- Nawet ja tak nie potrafię, chociaż jestem niezłą tancerką. Tata też jest świetnym tancerzem, pod tym względem stanowią z Mel bardzo dobraną parę. Gdyby dzisiaj...no wiesz...to pokazaliby oboje, co potrafią. Właściwie to tylko jeden tata dał dzisiaj plamę.
- Nie przejmuj się. Jutro wytrzeźwieje i wszystko będzie OK.
- Mam nadzieję.
Emilia patrzyła na tańczącą Melanie i wróciła myślami do niedawnej z nią rozmowy. Ta dziewczyna jednak poruszyła czułą strunę w jej sercu.
Polska...Czy rzeczywiście nic jej z tym krajem nie łączy? Zatęskniła nagle za rodzinnym Augustowem, za jeziorami, za miejscami, gdzie chodziła na wagary, za rejsami żaglówką ( żeglarstwo to była kiedyś jej pasja, a Byrona ten sport wcale nie pociągał) i wspólnymi wypadami z ojcem na ryby.
I jeszcze jedno wspomnienie powróciło do niej z wielką siłą. Krzysztof, jej ostatni kochanek, dla którego została w Polsce i któremu poświęciła kilka lat swojego życia. Teraz nie miała z nim żadnego kontaktu. Do tej pory na pewno już jest żonaty i dzieciaty.
A jej przyszło żyć tutaj, w Kalifornii i otaczać się celebrytami. Prawie zapomniała ojczystego języka, nawet myśleć zaczęła po angielsku.
Jakże daleko od niej była Polska. Kraj, który bądź co bądź zapewnił jej i jej rodzinie dach nad głową i niezłą egzystencję, a który zdradziła. Teraz to czuła.

4 komentarze:

  1. Witaj E.,
    Skąd pomysł na taką oryginalną piosenkę :-)
    Współcześnie chyba niezbyt wiele osób kojarzy ten utwór.

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj R.,

      Serdeczne dzięki za komentarz:-)
      Piosenka pochodzi z okresu I wojny światowej, upamiętnia czasy, kiedy Amerykanie wkroczyli do Francji.

      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  2. Dość frywolnie upamiętnia :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj R.,

      Ano, niby i tak:-)

      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń