Emilia wyszła na taras i zastała tam
Melanie rozmawiającą z policjantem.
- Co się stało?
Melanie popatrzyła na nią swoimi
fiołkowymi oczyma.
- Nic się nie stało. Pan właśnie
tłumaczy, że jesteśmy tu dobrze pilnowani.
- To dobrze, należą się serdeczne
podziękowania ochronie i policji.
- Myślałam, że pobędę tu trochę
sama, ale nic z tego nie wyszło.
- Ja też chcę pobyć sama, a więc
będziemy tu obie same. Czasami lepiej jest sobie pogadać.
- Ano, niby i tak.
Emilia podprowadziła dziewczynę do
jednego ze stolików na tarasie.
- Usiądźmy tu, a ja przyniosę
szampana żeby nam się lepiej gadało.
- Jasne, in vino veritas.
Emilia zostawiła Melę Szczerbę samą
na tarasie, nie licząc dwóch policjantów, którzy
rozmawiali ze sobą po przeciwnej stronie.
Weszła na salę i skierowała się do
stołu, tam gdzie siedzieli muzycy z Seward's Folly z mocno już
pijanym Maxem Sewardem, który obejmował chichoczącą
blondynkę.
- Panowie - zwróciła się do
nich Emilia - chyba nie macie nic przeciwko temu, że zarekwiruję
wam butelkę szampana. I tak macie już dosyć. Tylko czy mogę
prosić aby mi ktoś to otworzył?
- Ja to zrobię! - poderwał się Max
- Maksiu, nie dasz rady - drwili z
niego koledzy.- Jesteś ogólnie bardzo słabej kondycji. Taki
hinky dinky man.
A reszta towarzystwa podchwyciła już
melodię i zaczęła śpiewać:
Oh, Mademoiselle from
Armentieres,
Parley-vous
Oh, Mademoiselle from Armentieres,
Parley-vous
Mademoiselle from Armentieres,
She hasn't been kissed for forty years!
Hinky-dinky, parlez-vous?
Parley-vous
Oh, Mademoiselle from Armentieres,
Parley-vous
Mademoiselle from Armentieres,
She hasn't been kissed for forty years!
Hinky-dinky, parlez-vous?
- Ee tam, ja znam lepszą zwrotkę -
pochwalił się Max - i wcale nie jest ze mną aż tak tragicznie.
Posadził sobie blondynkę na kolanach
i zaintonował:
Oh, Mademoiselle from
Armentieres,
Parley-vous
Oh, Mademoiselle from Armentieres,
Parley-vous
She'll do it for wine, she'll do it for rum,
And sometimes for chocolate or chewing gum!
Hinky-dinky, parlez-vous?
Parley-vous
Oh, Mademoiselle from Armentieres,
Parley-vous
She'll do it for wine, she'll do it for rum,
And sometimes for chocolate or chewing gum!
Hinky-dinky, parlez-vous?
Na sali rozległy sie brawa. Ktoś
rzucił hasło do rozpoczęcia karaoke.
Emilia wyszła na taras z butelką
szampana i dwoma kieliszkami na tacy, i podążyła do stolika, przy
którym czekała na nią Melanie.
- Już jestem - oznajmiła. - Z tego
wszystkiego zapomniałam się przedstawić. Jestem Emilia Kelly.
- Melanie Sztrbova ( piękna Melania
wymówiła to nazwisko w taki sposób, że Emilia nie
miała wątpliwości co do jej pochodzenia). Po mężu Seward, ale
używam panieńskiego.
- Czeszka czy Słowaczka?
- Słowaczka z Bratysławy, od
urodzenia mieszkająca w Nowym Jorku.
- Ja też czasem używam panieńskiego
nazwiska , a ono brzmi Hintertan. Więc jestem Emilia
Hintertan-Kelly.
- Hintertan to niemieckie nazwisko.
Jesteś Niemką?
- Urodziłam się, wychowałam i
spędziłam młodość w Polsce.
Emilia rozlała szampana do kieliszków.
- No proszę, z sąsiedniego kraju -
skonstatowała Melanie. - Moi rodzice przyjaźnią się z jedną
polską rodziną, notabene ich sąsiadami. Przyjechali do Ameryki
wtedy, gdy w Polsce wprowadzono stan wojenny. Ci są OK. Ale bardzo
narzekają na innych Polaków. Mówią, że nie ma z nimi
żadnej więzi i że wstydzą się swoich korzeni, i co ciekawe,
uważają się za Nowojorczyków, a nie Polaków. W
ogóle Polacy to dziwny naród. Wybierają do rządu
kompletnie nieodpowiedzialnych ludzi. Bo jak wytłumaczyć chociażby
ten fakt, że w katastrofie lotniczej zginął ich prezydent, a oni
oddali śledztwo Rosjanom.
No proszę, taka sobie gwiazdka z
telenoweli, a jaka erudycja - dziwiła się Emilia. Melanie coraz
bardziej ją zaskakiwała.
Ile ona może mieć lat? Dwadzieścia
pięć? Mogłaby być jej córką.
- A twoi rodzice kiedy przyjechali do
Ameryki i dlaczego?
- Na początku lat osiemdziesiątych.
To długa i skomplikowana historia. Powiem tyle: zostali do tego
zmuszeni. A jak było z tobą?
- Wyjechałam z Polski w latach
dziewięćdziesiątych i nikt mnie do tego nie zmuszał. Wyjechałam
bo chciałam.
- I nie ciągnie cię tam?
- Absolutnie. Odkąd moi rodzice nie
żyją, a bracia rozjechali się po świecie, nie mam żadnych więzi
z Polską.
- A jakiś sentyment? Bądź co bądź
urodziłaś się tam i spędziłaś tyle lat.
- Nic z tych rzeczy. Jak widzisz,
jestem taka sama, jak ci Polacy w Nowym Jorku.
Melanie opróżniła kieliszek i
sięgnęła po butelkę.
- Wiesz co - powiedziała nalewając
trunek sobie i Emilii - nie obraź się, ale irytują mnie ludzie,
którzy odcinają się od swoich korzeni. Ja się od nich nie
odcinam. Wręcz przeciwnie, staram się to w pewien sposób
manifestować.
- W jaki sposób?
- Dotyczy to pisowni i wymowy mojego
rodowego nazwiska. Otóż pisze się w nim makczeń, czyli
caron nad S. Wymawia się to jak sz, więc de facto jestem Sztrba. Tu
w Ameryce jest problem z napisaniem tego, gdyż anglojęzyczne
klawiatury nie mają takich znaków. Dlatego przeważnie moje
nazwisko pisze się przez samo S. Powiem tak: w szkole byłam
Strbova, natomiast karierę zrobiłam i nadal robię jako Melanie
Strba i tak już zostanie. Ale często, kiedy się podpisuję,
stawiam ten makczeń nad S.
- Czy to nie jest snobizm?
- Snobizm? Nie, po prostu traktuję to
jako ukłon w stronę moich przodków. I takie jest moje
prawdziwe nazwisko.
- Odwiedziłam twój blog. Bardzo
mi się podoba. Zwłaszcza twoje motto.
- Z łaciny zawsze byłam dobra.
W torebce Melanie zadzwonił telefon.
- Przepraszam, muszę odebrać -
powiedziała i odeszła z komórką wgłąb tarasu.
Wróciła po skończonej
rozmowie.
- Dzwoniła niania. Mały obudził się
i cały czas płakał. Musiałam odezwać się do niego żeby się
uspokoił. Ach, te dzieci! Samo życie. C'est la vie! Mamy bliźniaki,
chłopca i dziewczynkę. Mają w tej chwili po dwa lata. Matthew i
Meghan. W ten sposób wszyscy mamy imiona zaczynające się na
M.
Melanie pokazywała zdjęcia dzieci w
swoim iPhonie, opowiadała różne ciekawostki z ich życia.
Co kobieta ma? Męża idiotę,
najpiękniejsze w świecie dzieci i zawsze rację - skojarzyło się
Emilii.
Pomyślała, że dwa razy w życiu
mogłaby zostać matką.. Przyszło jej za to wychowywać nie jej
własne dzieci, które na swój sposób pokochała.
Chociaż były z nimi problemy, zwłaszcza z Tristanem, bo Tara
raczej takowych nie sprawiała.
- Piękne dzieciaki, bo i mamę mają
piękną - skomplementowała.
- Dziękuję - odpowiedziała Melanie
wdzięcznym ruchem zgarniając włosy z szyi i przerzucając je przez
ramię.
- Powiedz mi, jak ty to robisz, że
mimo ciąży i porodu zachowałaś świetną figurę.
- Ćwiczę, pływam, gram w tenisa.
Poza tym mam szybki metabolizm, a nadmiar kalorii zawsze idzie tam,
gdzie trzeba.
- Tylko pozazdrościć. Muszę ci
powiedzieć, że mam braci, też bliźniaków, którzy są
nie do odróżnienia. Z tego powodu zdarzały się różne
przezabawne historie. Najwięcej numerów było oczywiście w
szkole, kiedy jeden za drugiego odpowiadał na lekcji, a nauczyciele
nie mogli się w tym połapać. Nawet kiedy ich rozdzielono i każdy
z nich uczył się w innej klasie, niczego to nie zmieniło.
- Ha ha ha... Ja też bym tak robiła,
gdybym miała siostrę bliźniaczkę.
- A juz najzabawniejsze było to, kiedy
umawiali się na randki i zamieniali się dziewczynami, i one też
nie mogły się zorientować.
- No to mieli pomysły, nie powiem. A
ty zawsze ich rozróżniałaś?
- Przeważnie tak. Miałam na to swoje
sposoby... Swoją drogą, bardzo miło nam się rozmawia. A teraz
powiedz mi, dlaczego w tę upojną kalifornijską noc szukałaś
samotności?
- Upojna noc - westchnęła Melanie -
tak, rzeczywiście upojna zwłaszcza dla mojego ślubnego, który
upił się i zaczął podrywać dziewczyny. Tak jakbym nie istniała
i mnie tu w ogóle nie było.
- Zrewanżuj się mu i zacznij podrywać
chłopaków.
- Co to, to nie. Gdyby to zauważył
wracalibyśmy do Nowego Jorku pierwszym samolotem. A ja nie chcę
tracić imprezy, która z tym jednym wyjątkiem jest super. Ale
Max ma słabą głowę i zaraz padnie. Ten typ tak ma. A wtedy ja
sobie zaszaleję. Po to jest parkiet, żeby zrobić z niego użytek.
a ja uwielbiam tańczyć. A gdzie sie podziewa twój małżonek?
Nie widzę go tutaj.
- Och, Byron... ogarnęła go twórcza
wena, więc został w domu i pisze scenariusz do filmu. Ten typ tak
ma.
Maxima i jej matka, Sally
Ratzenberger, wkroczyły na taras.
- O, gdzie się ukrywają dziewczyny! -
zawołała Sally.
- I opróżniły bez nas całą
butelkę szampana. Ładnie to tak? - dodała Maxima.
- Wszędzie cię szukam, Em. A ciebie,
Mel, twój małżonek szuka. Myślę, że ma już dosyć.
- Nie moja sprawa - odpowiedziała
Melanie- niech ktoś się nim zajmie.
- Ale on chce ciebie i się awanturuje.
- Wreszcie sobie o mnie przypomniał.
No dobra, ogarnę się trochę i zaraz przyjdę.
- Wygląda na to, że Max dzisiaj
przeholował - powiedziała Sally do Emilii. Współczuję Mel.
I tak za długo się z nim certoli. Ze mną jest zupełnie inaczej:
jestem impetyczka i dawno bym go z domu wyrzuciła. Ale ona jest
dyplomatką i ma na niego duży wpływ. Tylko, że tym razem na nic
przyda się dyplomacja, tu potrzebne radykalne cięcie. Tak ja to
widzę, ale ciekawi mnie, jak ona to rozegra, bo tolerować jego
pijackich ekscesów na pewno dłużej nie będzie. Jak ktoś
ma słabą głowę nie powinien tyle pić i durnia z siebie robić.
Kiedy Melanie wchodziła na salę,
czuła, że ci goście, którzy nie tańczą, patrzą tylko na
nią. Mimo to szła pewnie, z naturalną gracją, jakby właśnie
wkroczyła na wybieg dla modelek.
- Mel, kochanie, gdzie się podziewałaś
tak długo? - wyskoczył do niej Max.
- Co to ciebie obchodzi? - odparła.
- A nie powinno?
- Do tej pory nie obchodziło.
- Mel, kochanie, wiem, że się na mnie
gniewasz. Ale wiesz o tym, że ja tylko ciebie kocham. Tylko ciebie
jedną.
Usiłował ją objąć i pocałować,
ale odepchnęła go energicznie, aż się zachwiał:
- Precz z łapami. Brzydzę sie tobą!
- Ostro! - skonstatował Max - ale ona
wcale nie jest taka. Już ja ją dobrze znam. Melanie Strba,
dziewczyna z rozkładówki. Prawda, że ładnie jej w tej
sukience? A gdybyście ją widzieli nago... Patrzcie i oczy paście,
leszcze, bo tylko to wam pozostało. Ona jest cała moja!
Znów próbował ją objąć
i przytulić, ale znów go odepchnęła.
- Jaki ty jesteś żałosny,
Maksymilianie Seward. Myślę, że masz już dosyć. A teraz
grzecznie pójdziesz na górę i położysz się do
łóżka.
- Do łóżka? Och tak, z tobą!
Wiesz, ty masz czasem rewelacyjne pomysły.
- Nie, tym razem pójdziesz sam.
- Mel, ale on sam nie dojdzie -
wtrąciła Sally. .
Ale Melanie już wiedziała, co należy
zrobić w takiej sytuacji.
- Chłopaki, macie tu klucz od pokoju.
Zaprowadźcie kolegę na górę i połóżcie spać -
wydała polecenie.
Dwóch gitarzystów wzięło
zataczającego się Maxa pod pachy i powlokło go, śpiewającego
"Come on, baby, light my fire", na górę.
- A my bawimy się dalej! - rzuciła
hasło Melanie i udała sie na parkiet.
Mela Szczerba królowała na
parkiecie.
W ten sposób się odreagowuje -
podsumowała w myślach Emilia.
- Prawda, że Mel świetnie tańczy? -
stwierdziła Maxima.- Nawet ja tak nie potrafię, chociaż jestem
niezłą tancerką. Tata też jest świetnym tancerzem, pod tym
względem stanowią z Mel bardzo dobraną parę. Gdyby dzisiaj...no
wiesz...to pokazaliby oboje, co potrafią. Właściwie to tylko jeden
tata dał dzisiaj plamę.
- Nie przejmuj się. Jutro wytrzeźwieje
i wszystko będzie OK.
- Mam nadzieję.
Emilia patrzyła na tańczącą Melanie
i wróciła myślami do niedawnej z nią rozmowy. Ta dziewczyna
jednak poruszyła czułą strunę w jej sercu.
Polska...Czy rzeczywiście nic jej z
tym krajem nie łączy? Zatęskniła nagle za rodzinnym Augustowem,
za jeziorami, za miejscami, gdzie chodziła na wagary, za rejsami
żaglówką ( żeglarstwo to była kiedyś jej pasja, a Byrona
ten sport wcale nie pociągał) i wspólnymi wypadami z ojcem
na ryby.
I jeszcze jedno wspomnienie powróciło
do niej z wielką siłą. Krzysztof, jej ostatni kochanek, dla
którego została w Polsce i któremu poświęciła kilka
lat swojego życia. Teraz nie miała z nim żadnego kontaktu. Do tej
pory na pewno już jest żonaty i dzieciaty.
A jej przyszło żyć tutaj, w
Kalifornii i otaczać się celebrytami. Prawie zapomniała ojczystego
języka, nawet myśleć zaczęła po angielsku.
Jakże daleko od niej była Polska.
Kraj, który bądź co bądź zapewnił jej i jej rodzinie dach
nad głową i niezłą egzystencję, a który zdradziła. Teraz
to czuła.
Witaj E.,
OdpowiedzUsuńSkąd pomysł na taką oryginalną piosenkę :-)
Współcześnie chyba niezbyt wiele osób kojarzy ten utwór.
Pozdrawiam serdecznie
Witaj R.,
UsuńSerdeczne dzięki za komentarz:-)
Piosenka pochodzi z okresu I wojny światowej, upamiętnia czasy, kiedy Amerykanie wkroczyli do Francji.
Pozdrawiam serdecznie
Dość frywolnie upamiętnia :-)
OdpowiedzUsuńWitaj R.,
UsuńAno, niby i tak:-)
Pozdrawiam serdecznie