- Byron, właśnie połączyłam sie z
Melanie i chcemy sobie pogadać o naszych babskich sekretach -
powiedziała Emilia do męża.
- No tak, a ja mam iść do łóżka
sam - żachnął się Byron. - Trudno, skorzystam z drugiego
komputera. Pozdrów ode mnie Melanie - powiedział opuszczając
pokój.
- Cześć - powiedziała Melanie - czy
jesteś sama?
- Tak - odpowiedziała Emilia - właśnie
posłałam Byrona do łóżka samego, ale on beze mnie nie zaśnie,
więc zamiast tego zasiadł do drugiego kompa w swoim gabinecie. Masz
pozdrowienia od niego, a poza tym od osobnika nazwiskiem Jake
Zuckerman.
- Jacob Zuckerman? Owszem, to nazwisko
coś mi mówi. Ten od siedmiu boleści publicysta i krytyk napisał
na moim blogu komentarz, w którym ostro skrytykował to, co ja
piszę. Stwierdził, że wypisuję same bzdety i robię wodę z
mózgów małolatom, i że zamiast tego mogłabym zamieszczać więcej
zdjęć, zwłaszcza tych w bikini, przynajmniej byłoby na czym
zawiesić oko. Odpisałam mu: "Skąd tyle troski o małolaty u
kogoś, kto oficjalnie przyznaje się do tego, że nie lubi dzieci? A
jeżeli chcesz popatrzeć na zdjęcia rozebranych pań to pomyliłeś
strony. Należy zajrzeć do Playboya albo podobnego czasopisma."
Odpisał mi tak: "He he he, widziałem twoje zdjęcia w
Playboyu. Pan Bóg dał ci rewelacyjne cycki i śliczną pupę.
Szkoda tylko, że nie dał ci mózgu". Napisałam więc: "Tobie,
niestety, nie dał nie tylko mózgu. Jesteś Jego największym
błędem. Nie ma tu miejsca dla takich, jak ty. Hasta la vista,
baby!". I potraktowałam go tak, jak każdego trolla - wymiotłam
z mojego bloga raz na zawsze. A gdzie ty spotkałaś tego patafiana?
- Był na obiedzie u Sally. Powiedział
o tobie: "Ach, Strba... Pusta głowa, ale za to śliczna pupa".
- Ha ha ha, może mnie pocałować w
moją śliczną.
- Tego mu nie przekażę. Mógłby to
uznać za gratyfikację. Powiedział przecież: "Te amo,
muchacha" pod twoim adresem.
- Rzeczywiście. Jeszcze zacząłby
mnie szukać po całym Nowym Jorku - roześmiała się Melanie.
- A jak sie przedstawiają twoje sprawy
z Maxem?- spytała Emilia.
- Nadal nie zgadza się na rozwód.
Przez niego zmieniłam numer telefonu i zablokowałam go na mojej
poczcie. Do domu moich rodziców nie ma wstępu. Ostatnio przestał
mnie nachodzić w pracy, ale za to przysłał do mnie mamuśkę.
Yolanda Seward dopadła mnie w pracy.
Miałam tego dnia napięty harmonogram więc zaproponowałam jej
wspólny lunch w restauracji w południe lub spotkanie na pływalni
po południu. Zgodziła się na restaurację. Podczas lunchu cały
czas namawiała mnie abym wróciła do Maxa, że on mnie ciągle
bardzo kocha i bardzo się zmienił: przestał pić i zadawać się z
kobietami. "Timeo Danaos et dona ferentes" -
odpowiedziałam cytatem z Eneidy. - "Przeżyłam już niejedną jego przemianę,
a teraz mówię sobie: dość".
Byłam bardzo młoda kiedy zakochałam
się w nim bez pamięci i zgodziłam się zostać jego żoną.
Myślałam, że wszystko się ułoży i byłam szczęśliwa przez
pierwszych kilka miesięcy. Któregoś dnia zobaczyłam go jak w
samochodzie obejmował jakąś dziewczynę. Tłumaczył mi się
później, że to była jego kuzynka i że zepsuł sie jej samochód,
więc musiał ją podwieźć. Dałam spokój, chociaż już zaczęłam
nabierać podejrzeń. Tym bardziej, że wyjeżdżał na koncerty i
nie było go w domu przez kilka dni, a wracał w podejrzanym stanie.
Fakt, że wtedy przynosił mi kwiaty, ale czy to załatwia sprawę? I
stało się: przyłapałam go in flagranti z osobą, którą uważałam
za swoją przyjaciółkę. Nie chciałam słuchać tłumaczeń
obojga, spakowałam manatki i wyprowadziłam się do rodziców. To
był ten pierwszy raz kiedy zdecydowałam się odejść. Błagał
mnie o powrót, codziennie przysyłał kwiaty i pewnego dnia dałam
sie namówić na rozmowę z nim, którą uważałam za ostatnią.
Stało sie jednak inaczej. Kiedy jechaliśmy samochodem zatrzymał
się przy jednym z kościołów i zaciągnął mnie do środka. Tam
uklęknął przed krzyżem, bił się w piersi i przysięgał, że to
był ostatni raz, że będzie mi wierny aż do śmierci. Uwierzyłam
i wróciłam. Przecież składał przysięgę Panu Bogu. Potem była
kolacja przy świecach, a kiedy się kochaliśmy powiedział, że
uwielbia dzieci i namawiał żebym zdecydowała się na dziecko.
Uległam wierząc, że to scementuje nasz związek. Nosił mnie na
rękach kiedy byłam w ciąży, nazywał księżniczką, chociaż
później dowiedziałam się, ze nie był mi wtedy wierny. Szalał ze
szczęścia kiedy urodziły się bliźnięta, skomponował nawet
symfonię na tą cześć. Ale po jakimś czasie zaczął sprowadzać
do domu jakieś damsko - męskie towarzystwa i libacje trwały do
białego rana. Rozmowy i perswazje nic nie pomagały. Całe
szczęście, że dzieci miały dość mocny sen, bo ja często szłam
do pracy niewyspana. Wreszcie polecieliśmy do LA na urodzinową
imprezę Maxie i tam stało się to, co się stało. I wtedy
postanowiłam definitywnie zerwać ten związek. Bóg raczy wiedzieć,
ile nocy przepłakałam przez mojego ukochanego mężusia, a rano
kładłam kompresy na oczy żeby nie były czerwone i spuchnięte.
Powiedziałam Yolandzie żeby nie
wtrącała się do mojego życia i pozwoliła mi je ułożyć tak,
jak uważam. Ona jednak przekonywała mnie, że powinnam wrócić do
Maxa ze względu na dzieci. Powiedziałam: "Po co? Żeby
patrzyły, jak robi burdel z naszego domu? A poza tym dość mam
utrzymywania całego domu, bo mężulka komponowanie nie zawsze
przynosiło dochody. Nie licząc już, ile kasy poszło na libacje".
Ona znowu, że dzieci potrzebują ojca. Ja jej na to, ze jeżeli
miałyby mieć takiego ojca, jak Max, to lepiej żeby nie miały
żadnego.
I na tym mniej więcej zakończyła się
nasza rozmowa. Peter Štrba, kiedy mu powiedziałam o tym spotkaniu,
gotów do boju, powiedział: "Trzeba ją było przysłać do
mnie, to bym jej powiedział, co myślę".
- Wiesz co, uważam, że twoje
małżeństwo trwało o cztery lata za długo - stwierdziła Emilia.
- Mój ojciec też tak uważa. Ale jest
coś wspaniałego, co mi z tego małżeństwa zostało. Dzieci.-
oświadczyła Melanie.
- A co im mówisz, kiedy pytają o
tatę?
- Że wyjechał, a gdy wróci zabierze
nas do domu.
- A jak tam twój przyjaciel? -
spytała Emilia.
- Zaczynam się do niego przywiązywać
- odpowiedziała Melanie. - Na Walentynki dostałam od niego czerwone
róże i naszyjnik z pereł. Kwiaty przyjęłam, ale do pereł miałam
obiekcje. Powiedział mi, żebym traktowała to jako prezent
zaręczynowy, ponieważ pewnego, pamiętnego dnia oświadczył mi
się. I jeszcze raz powtórzył, że mnie kocha i będzie na mnie
czekał. Potem mówił, ze wyglądam pięknie w tych perłach i robił
mi zdjęcia komórką. Sęk w tym, że oprócz tych pereł nic na
sobie nie miałam.
- Myślałam, że jesteś
przyzwyczajona do takich sesji zdjęciowych.
- Nie bądź złośliwa. Obecnie tylko
mój kochanek widuje mnie w takim stanie. I tak ma być.
- Wybacz, ale czasami jestem jadowita.
Jestem zodiakalnym skorpionem.
- Naprawdę? Ja też. W którym
miesiącu się urodziłaś?
- W listopadzie. A ty?
- Ja też. A którego dnia?
- Piętnastego.
- Niesamowite. Ja też. Teraz już
wiem, dlaczego tak szybko znalazłyśmy wspólny język. No to będę
już kończyć. Pozdrów Byrona.
- Nie omieszkam. Do zobaczenia i
usłyszenia.
Madame,
OdpowiedzUsuńPani Bohater Jake Zuckerman ma rację kiedy mówi,
"He he he, widziałem twoje zdjęcia w Playboyu. Pan Bóg dał ci rewelacyjne cycki i śliczną pupę. Szkoda tylko, że nie dał ci mózgu".
Pół biedy jak te damy od Playboya, na całe życie zostają króliczkami. Ale jak się pchają do polityki, to ten proceder nie można inaczej nazwać jak nunnery / zamtuz /
Ale co by zrobili mężczyźni kiedy by zabrakło zamtuzów
Trochę z Pani zawodowego podwórka / angielski /
Wszelkiej pomyślności dla Pani Mamy/ czyta to co Pani wypisuje / i Pani
angielska pacjentka
Mes congratulations
m.z.
Szanowny Panie M.,
OdpowiedzUsuńNie wiem, dlaczego tak pana interesuje to, czy Mama wie o tym, co ja tu wypisuję. W przeciwnym wypadku moje pisanie byłoby jej pisaniem, a ja tego nie chcę:-)
Damy od Playboy'a też przechodzą swoje metanoje. Z wiekiem mądrzeją.
Errare humanum est!
Pozdrawiam serdecznie Pana i Małżonkę
Szanowna Pani,
OdpowiedzUsuńPrzykro mi, że Pani to tak zrozumiała.
Poprawię się, jeżeli mnie Pani nie wyrzuci.
Wyrazy szacunku
m.z.
Szanowny Panie M.,
UsuńBłagam, niech Pan nie odchodzi!:-)
Bardzo cenię Pana komentarze - taka jest prawda.
Pozdrawiam serdecznie
Madame,
OdpowiedzUsuńUkłony dla Wielce szanownej Pani Mamy i Pani
kwiat magnolii
Ukłony
m.z
Monsieur M.,
OdpowiedzUsuńMerci beaucoup :-)
Kwiat Jednej Nocy
Madame,
OdpowiedzUsuńNasz 'Kanadyjczyk " by powiedział, że te dwunożne kwiaty, są niczego sobie. Tyle, Jemu podoba się nawet Merklowa na , której widok psi wyją jak na Marie Kazimierę.
merklówna
http://p2.sfora.pl/2bd7ac5a40f31c776704130bd76de56b.jpg
Dla Wielce Szanownej Pani Mamy i Pani
kwiat jednej nocy
Je suis avec respect,
m.z.
Szanowny panie M.,
OdpowiedzUsuńSerdeczne dzięki za wspaniały kaktus.:-)
Jeśli chodzi o Merklówną, to świat obiegło jej zdjęcie z młodych lat, na którym ona i jej koleżanki nie mają nic do ukrycia:
Merklówa i koleżanki
Pozdrawiam serdecznie Pana i Małżonkę
Wielce Szanowna Pani Ewo,
OdpowiedzUsuńNie kusze się na odkrywanie Ameryki, pisząc, że piękne ciała lubią oglądać nie tylko mężczyźni ale i kobiety też.
Trzeba należeć do gatunku bezmózgowców, by kobieta o urodzie merklówny rozbierała się.
Ale, de gustibus non est disputandum.
W NRD-ówku było to trendy, chcieli dorównać wessi
Dla Wielce Szanownej Mamy i Pani
Lilak kórnicki, 'Edmond Boissier' wyhodowany w 1906 roku przez Lemoine'ów.
bzy kórnickie
Ukłony
m.z.
Szanowny Panie M.,
OdpowiedzUsuńSerdeczne dzięki za lilak:)
Właśnie teraz mamy najpiękniejszą porę roku, kiedy kwitną bzy.
Białe bzy
Pozdrawiam serdecznie Pana i Małżonkę
Madame,
OdpowiedzUsuńWiosna ach to ty
Gęsi za wodą, kaczki za wodą,
Uciekaj dziewczyno, bo cię pobodą.
kaczki za wodą
Ukłony
m.z.
Ukłony dla Pani Mamy i Pani
m.z.
Szanowny Panie M.,
OdpowiedzUsuńMoja Mama namalowała kiedyś obraz - biały bocian w locie - śliczny!
Ale go sprzedała - takie to wtedy były dla nas ciężkie czasy.
Śmiało mogła konkurować z Chełmońskim:-)
Bociany
Pozdrawiam serdecznie Pana i Małżonkę.