- Słyszałaś
chyba o śmierci Maxa - zwróciła się Sally do Emilii gdy
rozmawiały ze sobą przez telefon.
- Tak, mówili o
tym w telewizji.
- I co ty o tym
sądzisz?
- A co ja mam
sądzić? Byron powiedział: "Jakie życie, taka śmierć"
i co do tego miał rację. Facet przegrał swoje życie, mimo to
jednak szkoda go. Był bardzo utalentowany.
- Z tym wszystkim
się zgodzę. Ale to było do przewidzenia, że taki tryb życia
prędzej czy później doprowadzi go do zguby. A jak tam Melanie?
Uzyskała przecież swoją upragnioną wolność.
- Nie rozmawiałam
z nią na ten temat.
- Wiesz, nie
wybieram się na pogrzeb. Po pierwsze nie mogę - mam nawał
obowiązków w pracy, a po drugie wolę zachować Maxa w pamięci
jako żywego człowieka. Taka już jestem, nigdy nie lubiłam
pogrzebów. Maxima się wybiera. Myślę, że ona powinna tam być,
przez całe życie kochała ojca, a on ją.
- Witaj. Jak się
czujesz jako wdowa? - spytała Emilia Melanie Strba, której śliczna
twarz pojawiła się na ekranie monitora.
- Powiem tak:
kiedy dowiedziałam się o śmierci Maxa najpierw poczułam ulgę. To
tak, jakby nagle spadł ze mnie jakiś olbrzymi ciężar. Potem
jednak zaczęłam go żałować, był przecież moim mężem, mamy
wspólne dzieci. Poza tym był bardzo zdolnym muzykiem i
kompozytorem. Wiesz, to była typowa śmierć dla takiego typa jak on
- odpowiedziała Melanie.
- Jak to? -
spytała Emilia.
- A tak to -
kontynuowała Melanie. - Ja zawsze jeżdżę ostrożnie, natomiast on
zawsze uwielbiał szybką jazdę. Przed naszym ślubem kupił nowy
samochód i od razu chciał go pod tym względem wypróbować. "
Zobaczymy, ile ta bryka wyciągnie, zanim się całkiem rozwali",
powiedział i jak dodał gazu, to wszystko na zewnątrz tylko migało.
Zaczęłam krzyczeć ze strachu, a on jeszcze wyjechał do mnie z
takim tekstem: " Jakie by to było romantyczne, gdybyśmy oboje
zginęli w wypadku. Prawie tak, jak Lady Di". Myślałam, że
zemdleję, a on popatrzył na mnie i nareszcie zwolnił. "Żebyś
widziała siebie, jak krzyczałaś, a twoje fiołkowoniebieskie oczy
aż zbielały z przerażenia", powiedział. Pomyślałam wtedy,
że jest kompletnym wariatem, ale bardzo go kochałam.
Byłam na
pogrzebie. Uważałam, że to był mój obowiązek, bez względu na
to, jak później potoczyły się losy naszego małżeństwa.
Widziałam Maxie i nawet zamieniłyśmy ze sobą parę słów. Ale
kiedy podeszłam do Yolandy Seward żeby jej złożyć kondolencje,
ona tylko syknęła: "I ty miałaś czelność tu przyjść?
Przecież wiesz dobrze, że przez ciebie się zabił". Może i
tak, ale ja nie czuję z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia.
Nie chciałam jego śmierci, chciałam tylko, żeby dał mi rozwód.
- Słuchaj, byłam
w podobnej sytuacji kiedy miałam trzynaście lat. Zakochał się we
mnie wtedy kolega z równoległej klasy. Ale ja nie zwracałam na
niego uwagi. Skończyło to się tak, że on popełnił samobójstwo
i w pożegnalnym liście napisał, że to z nieodwzajemnionej miłości
do mnie. Jego rodzice znienawidzili mnie, ale ja nie czułam się
winna. Przecież nawet nie wiedziałam, że on się we mnie kochał.
- Oczywiście, że
to nie była twoja wina. Nikt tu nie zawinił. Aha, jeszcze jedno ci
powiem: byłam przy tym, jak Max pobił się z Zachem. To był
zwyczajny dzień mojej pracy i nic nie zapowiadało tragedii. W
pewnym momencie przekazano mi wiadomość, że mój mąż chce ze mną
rozmawiać. Zach, który wtedy akurat był przy mnie, powiedział:
"Mel, ja też chcę z nim porozmawiać". Max czekał przy
szatni. Zaczął prosić: "Mel, wróć do mnie!". Wtedy
Zach powiedział: "Ona już do ciebie nie wróci. Ona jest teraz
ze mną". "To prawda", powiedziałam, "jesteśmy
ze sobą". I wtedy Max rzucił się na Zacha. z krzykiem -
przepraszam za wulgaryzmy:"Ty sk...synu! Uwiodłeś moją żonę!"
i zaczął okładać Zacha pięściami. Zach chwycił go za kołnierz
i syknął: '' Wyp...laj stąd, bo jak nie, to ci tak wp...lę!".
Chciałam ich rozdzielić, ale do akcji wkroczyli ochroniarze, którzy
wyprowadzili Maxa z budynku. Co sie potem z nim stało, mogę tylko
spekulować. Pewnie jeździł po mieście bez celu dopóki nie
zdarzył się ten wypadek. Nadal będę to nazywać wypadkiem,
chociaż inni maja na ten temat inne zdanie.
- A co zamierzasz
zrobić ze swoją wolnością? Czy wyjdziesz za Zacha?
- Sama nie wiem. Z
jednej strony boję się wiązać z kimkolwiek po doświadczeniach z
Maxem. Z drugiej strony przecież nie mogę być sama przez całe
życie. A Zach to kochany chłopak. Z bliźniakami już nawiązał
bardzo dobre relacje - od razu go polubiły. Poza tym bardzo mnie
kocha i nie jest mi obojętny uczuciowo. No i jeszcze jedno: jest
dobrym kochankiem. Kiedy jest już nasycony miłością bardzo lubi
położyć głowę na mojej piersi i wsłuchiwać się w bicie mego
serca. Ostatnio tak mi powiedział: "Jakie to piękne. Słyszę
bicie twego serca i wiem, że to serce należy do mnie. Tak już
jest, że Pan Bóg stworzył nas dla siebie, że jesteś moim
przeznaczeniem. Uwierz w to, bardzo cię proszę."
Wiesz, że jeśli
zdecydowałabym się wyjść za niego, to wzięlibyśmy ślub w
kościele katolickim, który nie uznaje rozwodów?
- To pięknie. I
przypuszczam, że drugi raz w życiu nie będziesz się rozwodzić.
- Ja też mam taką
nadzieję - odpowiedziała Melanie.
Madame,
OdpowiedzUsuńZasada stara jak Świat.
Wdowę pociesza się jak maż jeszcze w trumnie nie ostygł
Ukłony dla wielce Szanownej Mamy i Pani
m.z.
D&D
Witaj E.,
OdpowiedzUsuńczytam i nadrabiam zaległości :-)
Pozdrawiam serdecznie
Szanowny Panie M.,
OdpowiedzUsuńW tym przypadku pocieszenie nastąpiło nawet wcześniej:-)
Serdeczne pozdrowienia Panu i Małżonce od Mamy i ode mnie
Witaj R.,
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że jesteś:-)
Pozdrawiam serdecznie
Chère Madame,
OdpowiedzUsuńNo tak,
Zapomniałem.
W antycznym Rzymie czasy się zmieniały a Rzymianie razem z nimi.
W Polsce, moje pokolenie, nadal tkwi w epoce fin de siècle
Przekleństwo?... Tylko dziki, kiedy się skaleczy,
złorzeczy swemu bogu, skrytemu w przestworze.
Ironia?... Lecz największe z szyderstw czyż się może
równać z ironią biegu najzwyklejszych rzeczy?
Ukłony
m.z.
dekadentyzm
Szanowny Panie M.,
OdpowiedzUsuńOdpowiem muzycznie::-)
Sama w taką noc, cholera jasna!
Pozdrawiam serdecznie Pana i Malżonkę