Katolicki Kościół Św. Tymoteusza
przy Bulwarze West Pico dawno nie przeżył takiego oblężenia.
Kilka tysięcy ludzi zebrało się aby
pożegnać Maximę Seward, więc zrozumiałe było, że nie wszystkim
było dane dostać się do wnętrza tego pięknego, renesansowego
kościoła, gdzie wystawione były zwłoki i brać udział we mszy
pogrzebowej.
Z kościoła zwłoki miały być
przewiezione do krematorium i spalone w obecności kapłana i
najbliższej rodziny.
Kościół pękał w szwach, zabrakło
nawet miejsc stojących. Oprócz uczestnictwa we mszy zgromadzeni
spodziewali się zobaczyć tu gwiazdy i celebrytów. Dziewczęta
wzdychały do hiperprzystojnego Justina Blake'a, gwiazdy muzyki pop,
o którym było wiadomo, że jest zaprzyjaźniony z małżeństwem
Proietti i spodziewano się, że przyleci z Atlanty aby wziąć
udział w uroczystościach pogrzebowych. Mężczyzn bardziej
interesowała Melanie Strba, zwana "królową mydlanych oper",
piękność nad pięknościami.
W kościele zapalono światła i
świece, a trumna ze zwłokami Maximy tonęła w kwiatach.
Co jakiś czas przez tłum przebiegał
szmer, co oznaczało, że właśnie pojawił się któryś z
celebrytów bądź celebrytek.
Tym razem szemrała głównie męska
część zgromadzonych, bowiem w drzwiach pojawiła się Melanie
Strba, zjawiskowa i elegancka. Ubrana była w skromną czarną
sukienkę, z niewielkim dekoltem i długością zakrywającą kolana,
do której włożyła bolerko z gęstej czarnej koronki. Na jej szyi
błyszczał tylko jeden łańcuszek z krzyżykiem z białego złota,
z tego samego metalu były delikatne kolczyki w jej uszach. Naturalny
makijaż podkreślał jej subtelną urodę. Długie czarne włosy
były gładko zaczesane do tyłu w niski kok, a jej
fiołkowoniebieskie oczy lśniły jak gwiazdy pod wysoko sklepionym
czołem. Choć ubrana była zgodnie z kanonami obowiązującymi na
pogrzebie, setki oczu wpatrywało się w nią jak w święty obraz, a
niewykluczone, iż niejeden z mężczyzn zgrzeszył myślą w
kościele. Młody dziennikarz Zach Tramell szedł obok niej dumny, bo
wszyscy zazdrościli mu jego kobiety. Była jego, chociaż to o nim
mówiono "mężczyzna Strba". Niech i tak będzie! Poczuł
w swej dłoni jej ciepłą dłoń. Uścisnął ją, a ona
odwzajemniła uścisk. Kocha i jest kochany. Nic więcej się nie
liczy.
Następny szmer przebiegł przez
kościół. Tym razem większe zainteresowanie było po stronie dam,
gdyż zjawiło się ich bożyszcze, Justin Blake. Ubrany w ciemny
garnitur majestatycznie przeszedł przez środek kościoła, po czym
zajął wyznaczone dla siebie miejsce.
Zaczęła się msza.
Chór odśpiewał Lacrimosę Mozarta.
Po czytaniu z Księgi Proroka Izajasza
ksiądz celebrujący mszę odczytał Ewangelię według Św. Łukasza,
po której przyszła pora na homilię.
Pastor rozpoczął ją od cytatu z
Ewangelii: "W Niebie większa będzie radość z jednego
grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu
dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia".
Opowiadał o wydarzeniach z życia Maximy. O tym, ze była
niesfornym, ale dobrym dzieckiem, że jako nastolatka miała kontakt
z narkotykami, którym wydała wojnę po śmierci jej przyjaciółki,
o tym, że bardzo zaangażowana była w różne akcje charytatywne.
Szczególnie podkreślił ten fakt, że zmarła była zatwardziałą
ateistką dopóki nie pokochała swojego przyszłego małżonka. To
miłość skłoniła ją do tego, że uwierzyła w Boga i wzięła
ślub w Kościele Katolickim stając się jego członkinią. Pan Bóg
dał jej wielki talent i ona wykorzystała go maksymalnie, a w swoim
krótkim życiu osiągnęła, nomen omen, maksimum tego, co mogła
osiągnąć. Bóg, niestety, powołał ją do siebie u samego szczytu
sławy.
Na koniec powiedział: "Ciekaw
jestem ilu z was przyszło tu aby w pełni uczestniczyć we Mszy Św,
ilu z was przystąpiło do sakramentu pokuty aby przyjąć podczas
tej mszy komunię i ofiarować ją za duszę śp Maximy.
Spróbujmy
popatrzeć na jej tragiczną śmierć przez pryzmat wiary. Spróbujmy
zaprosić Chrystusa do tego co przeżywamy, co czujemy, co jest
naszym największym cierpieniem. Amen".
Następnie
rozpoczęły się modlitwy i śpiewy nad trumną zmarłej. Wreszcie
przyszła pora na Komunię św., do której ze strony celebrytów
przystąpił mąż zmarłej i jego rodzice, oraz, ku zaskoczeniu co
niektórych, Melanie Strba i jej przyjaciel.
Msza
św. zakończyła się Marszem Żałobnym. Trumnę wyniesiono z
kościoła i umieszczono na platformie samochodu, który miał ją
przewieźć do krematorium.
Tymczasem
mąż i matka zmarłej przyjmowali kondolencje przed kościołem,
zapraszając niektórych uczestników mszy na przyjęcie w domu
żałoby, rodzaj stypy, która ma się odbyć wieczorem.
Samochód
z trumną ruszył w stronę krematorium. Ludzie zgromadzeni na
chodniku rzucali na trumnę kwiaty, najczęściej były to białe
róże, które Maxima tak lubiła za życia.
Emilia
i Byron szli za trumną w towarzystwie Melanie i Zacha.
-
No to spotykamy się wieczorem na stypie - powiedział Byron.
-
Tak by wyglądało - odpowiedziała Melanie.
-
Zostajemy tu jeszcze dwa dni, gdyż Mel ma zamiar uczestniczyć w
pochowaniu prochów na cmentarzu - oznajmił Zach.
-
Obiecałam to Maxie - uzupełniła Melanie - a po pogrzebie wybieramy
się z wizytą do was. Co wy na to?
-
Przecież wiecie, że zawsze jesteście u nas mile widziani -
odpowiedziała Emilia.
Kondukt
rozwiązał się przed bramą krematorium. Dalej poszli za trumną
tylko Michael i Sally.
Madame,
OdpowiedzUsuńProszę wybaczyć, że dopiero dziś piszę komentarz, ale ludzie w moim wieku tak mają, że sami sobie urządzają Wielka Pardubicką, lub usypują steeplechase. Pogrzeb to smutna uroczystość, ktoś z naszych bliskich odchodzi, żałujemy płaczemy, płaczki wynajmujemy, choć każdego z nas to czeka bo tak jest Świat stworzony.
Pani opis pogrzebu Maximy Seward jest taki sam jak w Polsce, Wielkopolsce jak i w Mieście Aniołów. Nie wiem, czy w mieście Aniołów są Anioły czy tylko takie o których śpiewa Pani znajomy
"On już je widział, on zna te dziewczyny,
z poszarpanymi nerwami, co wracają nad ranem nie same"
"z bardzo długimi nogami",
Polskie pogrzeby są identyczne jak ten , który Pani opisuje.
Kobiety, kreacje, kapelusze, gipiury, wymalowane szpony.
Melanie Strba
Na każdym polskim pogrzebie też jest taka celebrytka Mel, na której widok panowie prężą "muskuły" i myślą o udach. Z Ud pozostaje w restauracji "peklowana gira"/ po poznańsku/ w ludzkim języku golonka z chrzanem i grochem pureé na talerzu.
Panie wzdychają do Justina Blake'a.
Czy ktoś pamięta o Bogu. Nie bardzo wiem.
Ukłony dla Wielce Szanownej Mamy, Pani i Pani Bohaterów
Gdy mogąc wybrać, wybrał zamiast domu
Gniazdo na skałach orła, niechaj umie
Spać, gdy źrenice czerwone od gromu
I słychać jęk szatanów w sosen szumie
Tak żyłem
...Iusiurandum patri datum usque ad hanc-diem ita servavi...Annibal
M
Szanowny Panie M.,
OdpowiedzUsuńCieszy mnie niezmiernie Pana tu obecność:-)
Maximie wyprawiłam pogrzeb w obrządku katolickim, taki sam, jak miał mój Wuj w Kanadzie.
Mel i jej przyjaciel zdobyli się na to, że oboje poszli do spowiedzi aby w pełni uczestniczyć we mszy. Czy długo wytrzymają bez grzechu - that is the question:-).
Serdeczne dzięki za Rapsod - na nim uczyłam się poezji Norwida na języku polskim w szkole średniej.
I jeszcze jedno odnośnie mszy, którą opisałam: nie było tam żadnych śpiewów rockowych (to zostawiono na stypę - kolejny odcinek). A w kościele wszystko bylo zgodnie z tradycją i wolą zmarłej.
Pozdrawiam serdecznie Pana i Małżonkę
De profundis clamavi
PS Panie M.,
OdpowiedzUsuńPodałam celowo tę wersję utworu, żeby pokazać, jak można go wypaczyć przez rockową przeróbkę.
Pozdrawiam serdecznie
Wielce Szanowna Pani Ewo,
OdpowiedzUsuńJa muzykę uważam za jeden z elementów, który ma mi uprzyjemniać życie. Wiec wole słuchać muzyki klasycznej, spokojnej.
De profundis clamavi, to psalm. Tu śpiewany przez chór, którego słów nie mogę zrozumieć choć łacina jest łatwa do słuchania.Jakbym ten psalm wysłuchał w kościele w czasie mszy to bym się nie czepiał.
Ale jak Pani pyta o moje zdanie, to muzyka łatwa miła i przyjemna. Tyle , że nie wiadomo o co chodzi. Moja nauczycielka w większości wypadków krytykuje bełkot polskich dziennikarzy, aktorsko-celebryckiej młodzieży, którą trudno zrozumieć
Indulgentiam, absolutionem et remissionem peccatorum nostrorum, tribuat nobis omnipotens et misericors Dominus.
Per omnia saecula saeculorum.
Amen
wołałem do Ciebie Panie
Szanowny Panie Michale,
OdpowiedzUsuńSłuchałam psalmu "De profundis clamavi" w klasycznym wykonaniu przez chóry, nie tylko kościelne. To wykonanie, które Panu zaprezentowałam, to profanacja. Nie dość, że jest to jakaś uwspółcześniona przeróbka, to jeszcze chór fałszuje i śpiewa nieczysto.
Ja osobiście odnoszę się z pietyzmem do muzyki klasycznej i ze sceptycyzmem do jej rockowych adaptacji.
Pozdrawiam serdecznie Pana i Małżonkę
PS Serdeczne dzięki za Mozarta, który pieści moje ucho swoją harmonią. Czyż to nie jest o wiele piękniejsze od tego, co Panu zaprezentowałam?
Artificem commendat opus.