poniedziałek, 9 czerwca 2014

Requiescat in pace!


Katolicki Kościół Św. Tymoteusza przy Bulwarze West Pico dawno nie przeżył takiego oblężenia.
Kilka tysięcy ludzi zebrało się aby pożegnać Maximę Seward, więc zrozumiałe było, że nie wszystkim było dane dostać się do wnętrza tego pięknego, renesansowego kościoła, gdzie wystawione były zwłoki i brać udział we mszy pogrzebowej.
Z kościoła zwłoki miały być przewiezione do krematorium i spalone w obecności kapłana i najbliższej rodziny.
Kościół pękał w szwach, zabrakło nawet miejsc stojących. Oprócz uczestnictwa we mszy zgromadzeni spodziewali się zobaczyć tu gwiazdy i celebrytów. Dziewczęta wzdychały do hiperprzystojnego Justina Blake'a, gwiazdy muzyki pop, o którym było wiadomo, że jest zaprzyjaźniony z małżeństwem Proietti i spodziewano się, że przyleci z Atlanty aby wziąć udział w uroczystościach pogrzebowych. Mężczyzn bardziej interesowała Melanie Strba, zwana "królową mydlanych oper", piękność nad pięknościami.
W kościele zapalono światła i świece, a trumna ze zwłokami Maximy tonęła w kwiatach.
Co jakiś czas przez tłum przebiegał szmer, co oznaczało, że właśnie pojawił się któryś z celebrytów bądź celebrytek.
Tym razem szemrała głównie męska część zgromadzonych, bowiem w drzwiach pojawiła się Melanie Strba, zjawiskowa i elegancka. Ubrana była w skromną czarną sukienkę, z niewielkim dekoltem i długością zakrywającą kolana, do której włożyła bolerko z gęstej czarnej koronki. Na jej szyi błyszczał tylko jeden łańcuszek z krzyżykiem z białego złota, z tego samego metalu były delikatne kolczyki w jej uszach. Naturalny makijaż podkreślał jej subtelną urodę. Długie czarne włosy były gładko zaczesane do tyłu w niski kok, a jej fiołkowoniebieskie oczy lśniły jak gwiazdy pod wysoko sklepionym czołem. Choć ubrana była zgodnie z kanonami obowiązującymi na pogrzebie, setki oczu wpatrywało się w nią jak w święty obraz, a niewykluczone, iż niejeden z mężczyzn zgrzeszył myślą w kościele. Młody dziennikarz Zach Tramell szedł obok niej dumny, bo wszyscy zazdrościli mu jego kobiety. Była jego, chociaż to o nim mówiono "mężczyzna Strba". Niech i tak będzie! Poczuł w swej dłoni jej ciepłą dłoń. Uścisnął ją, a ona odwzajemniła uścisk. Kocha i jest kochany. Nic więcej się nie liczy.
Następny szmer przebiegł przez kościół. Tym razem większe zainteresowanie było po stronie dam, gdyż zjawiło się ich bożyszcze, Justin Blake. Ubrany w ciemny garnitur majestatycznie przeszedł przez środek kościoła, po czym zajął wyznaczone dla siebie miejsce.
Zaczęła się msza.
Chór odśpiewał Lacrimosę Mozarta.
Po czytaniu z Księgi Proroka Izajasza ksiądz celebrujący mszę odczytał Ewangelię według Św. Łukasza, po której przyszła pora na homilię.
Pastor rozpoczął ją od cytatu z Ewangelii: "W Niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia". Opowiadał o wydarzeniach z życia Maximy. O tym, ze była niesfornym, ale dobrym dzieckiem, że jako nastolatka miała kontakt z narkotykami, którym wydała wojnę po śmierci jej przyjaciółki, o tym, że bardzo zaangażowana była w różne akcje charytatywne. Szczególnie podkreślił ten fakt, że zmarła była zatwardziałą ateistką dopóki nie pokochała swojego przyszłego małżonka. To miłość skłoniła ją do tego, że uwierzyła w Boga i wzięła ślub w Kościele Katolickim stając się jego członkinią. Pan Bóg dał jej wielki talent i ona wykorzystała go maksymalnie, a w swoim krótkim życiu osiągnęła, nomen omen, maksimum tego, co mogła osiągnąć. Bóg, niestety, powołał ją do siebie u samego szczytu sławy.
Na koniec powiedział: "Ciekaw jestem ilu z was przyszło tu aby w pełni uczestniczyć we Mszy Św, ilu z was przystąpiło do sakramentu pokuty aby przyjąć podczas tej mszy komunię i ofiarować ją za duszę śp Maximy. 
Spróbujmy popatrzeć na jej tragiczną śmierć przez pryzmat wiary. Spróbujmy zaprosić Chrystusa do tego co przeżywamy, co czujemy, co jest naszym największym cierpieniem. Amen".
Następnie rozpoczęły się modlitwy i śpiewy nad trumną zmarłej. Wreszcie przyszła pora na Komunię św., do której ze strony celebrytów przystąpił mąż zmarłej i jego rodzice, oraz, ku zaskoczeniu co niektórych, Melanie Strba i jej przyjaciel.
Msza św. zakończyła się Marszem Żałobnym. Trumnę wyniesiono z kościoła i umieszczono na platformie samochodu, który miał ją przewieźć do krematorium.
Tymczasem mąż i matka zmarłej przyjmowali kondolencje przed kościołem, zapraszając niektórych uczestników mszy na przyjęcie w domu żałoby, rodzaj stypy, która ma się odbyć wieczorem.
Samochód z trumną ruszył w stronę krematorium. Ludzie zgromadzeni na chodniku rzucali na trumnę kwiaty, najczęściej były to białe róże, które Maxima tak lubiła za życia.
Emilia i Byron szli za trumną w towarzystwie Melanie i Zacha.
- No to spotykamy się wieczorem na stypie - powiedział Byron.
- Tak by wyglądało - odpowiedziała Melanie.
- Zostajemy tu jeszcze dwa dni, gdyż Mel ma zamiar uczestniczyć w pochowaniu prochów na cmentarzu - oznajmił Zach.
- Obiecałam to Maxie - uzupełniła Melanie - a po pogrzebie wybieramy się z wizytą do was. Co wy na to?
- Przecież wiecie, że zawsze jesteście u nas mile widziani - odpowiedziała Emilia.
Kondukt rozwiązał się przed bramą krematorium. Dalej poszli za trumną tylko Michael i Sally.


5 komentarzy:

  1. Madame,

    Proszę wybaczyć, że dopiero dziś piszę komentarz, ale ludzie w moim wieku tak mają, że sami sobie urządzają Wielka Pardubicką, lub usypują steeplechase. Pogrzeb to smutna uroczystość, ktoś z naszych bliskich odchodzi, żałujemy płaczemy, płaczki wynajmujemy, choć każdego z nas to czeka bo tak jest Świat stworzony.
    Pani opis pogrzebu Maximy Seward jest taki sam jak w Polsce, Wielkopolsce jak i w Mieście Aniołów. Nie wiem, czy w mieście Aniołów są Anioły czy tylko takie o których śpiewa Pani znajomy
    "On już je widział, on zna te dziewczyny,
    z poszarpanymi nerwami, co wracają nad ranem nie same"
    "z bardzo długimi nogami",

    Polskie pogrzeby są identyczne jak ten , który Pani opisuje.
    Kobiety, kreacje, kapelusze, gipiury, wymalowane szpony.

    Melanie Strba
    Na każdym polskim pogrzebie też jest taka celebrytka Mel, na której widok panowie prężą "muskuły" i myślą o udach. Z Ud pozostaje w restauracji "peklowana gira"/ po poznańsku/ w ludzkim języku golonka z chrzanem i grochem pureé na talerzu.
    Panie wzdychają do Justina Blake'a.

    Czy ktoś pamięta o Bogu. Nie bardzo wiem.


    Ukłony dla Wielce Szanownej Mamy, Pani i Pani Bohaterów


    Gdy mogąc wybrać, wybrał zamiast domu
    Gniazdo na skałach orła, niechaj umie
    Spać, gdy źrenice czerwone od gromu
    I słychać jęk szatanów w sosen szumie
    Tak żyłem


    ...Iusiurandum patri datum usque ad hanc-diem ita servavi...Annibal

    M

    OdpowiedzUsuń
  2. Szanowny Panie M.,

    Cieszy mnie niezmiernie Pana tu obecność:-)
    Maximie wyprawiłam pogrzeb w obrządku katolickim, taki sam, jak miał mój Wuj w Kanadzie.
    Mel i jej przyjaciel zdobyli się na to, że oboje poszli do spowiedzi aby w pełni uczestniczyć we mszy. Czy długo wytrzymają bez grzechu - that is the question:-).
    Serdeczne dzięki za Rapsod - na nim uczyłam się poezji Norwida na języku polskim w szkole średniej.
    I jeszcze jedno odnośnie mszy, którą opisałam: nie było tam żadnych śpiewów rockowych (to zostawiono na stypę - kolejny odcinek). A w kościele wszystko bylo zgodnie z tradycją i wolą zmarłej.

    Pozdrawiam serdecznie Pana i Małżonkę

    De profundis clamavi

    OdpowiedzUsuń
  3. PS Panie M.,
    Podałam celowo tę wersję utworu, żeby pokazać, jak można go wypaczyć przez rockową przeróbkę.

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  4. Wielce Szanowna Pani Ewo,

    Ja muzykę uważam za jeden z elementów, który ma mi uprzyjemniać życie. Wiec wole słuchać muzyki klasycznej, spokojnej.
    De profundis clamavi, to psalm. Tu śpiewany przez chór, którego słów nie mogę zrozumieć choć łacina jest łatwa do słuchania.Jakbym ten psalm wysłuchał w kościele w czasie mszy to bym się nie czepiał.
    Ale jak Pani pyta o moje zdanie, to muzyka łatwa miła i przyjemna. Tyle , że nie wiadomo o co chodzi. Moja nauczycielka w większości wypadków krytykuje bełkot polskich dziennikarzy, aktorsko-celebryckiej młodzieży, którą trudno zrozumieć

    Indulgentiam, absolutionem et remissionem peccatorum nostrorum, tribuat nobis omnipotens et misericors Dominus.

    Per omnia saecula saeculorum.

    Amen




    wołałem do Ciebie Panie

    OdpowiedzUsuń
  5. Szanowny Panie Michale,

    Słuchałam psalmu "De profundis clamavi" w klasycznym wykonaniu przez chóry, nie tylko kościelne. To wykonanie, które Panu zaprezentowałam, to profanacja. Nie dość, że jest to jakaś uwspółcześniona przeróbka, to jeszcze chór fałszuje i śpiewa nieczysto.
    Ja osobiście odnoszę się z pietyzmem do muzyki klasycznej i ze sceptycyzmem do jej rockowych adaptacji.

    Pozdrawiam serdecznie Pana i Małżonkę

    PS Serdeczne dzięki za Mozarta, który pieści moje ucho swoją harmonią. Czyż to nie jest o wiele piękniejsze od tego, co Panu zaprezentowałam?
    Artificem commendat opus.

    OdpowiedzUsuń