środa, 4 lutego 2015

And life goes on!

- Co nowego, kochanie? - spytał Byron żonę przeglądającą elektroniczną pocztę.
- Boguccy piszą o sytuacji w Polsce – odpowiedziała Emilia. - Ten rok rozpoczął się tam burzliwie. Najpierw strajkowali lekarze, potem górnicy, którzy zresztą kontynuują strajki. Dołączyli się do nich rolnicy, a do nich mają się przyłączyć inne grupy niezadowolonych, zatem zanosi się na strajk generalny.
- Rząd powinien podać się do dymisji – skonstatował Byron.
- Nie ten rząd! Oni władzy raz zdobytej nie oddadzą nigdy.  A powracając do górnictwa, to pamiętam, że w czasach socjalizmu Polska wysyłała węgiel do ruskich. Obecnie likwiduje się kopalnie i importuje węgiel od ruskich. Zupełnie tego nie rozumiem tej polityki.
- Bo to jest tak zwana polityka Hinterlandu. Sprowadza się kraj do statusu kolonii likwidując przemysł i blokując dostęp do bogactw naturalnych. Zarówno Niemcom jak i Ruskim byłoby to bardzo na rękę.


- Czy tobie też czas tak szybko leci? - spytała Sally Emilię przy popołudniowej kawie. - Zdaje się, że nie tak dawno Max zginął w wypadku, a to już niedługo będzie rocznica.
- Tak, czas leci nieubłaganie – potwierdziła Emilia. - A my coraz bardziej się starzejemy. Najlepiej to widać kiedy patrzymy na nasze dzieci. Nie tak dawno wydawałam Tarę za mąż, a już niedługo zostanę babcią.
- Czy opowiadałam ci w jakich okolicznościach poznałam Maxa?
- No, trochę...
- A więc wysłano mnie na Alaskę abym zrobiła reportaż. No i tak się złożyło, że w samolocie miejsce przy mnie zajął przystojny brunet.  Od razu zaczęliśmy rozmowę. Dowiedziałam się, że ma na imię Max i ma w programie koncerty na Alasce. Zanim samolot wylądował w Anchorage byliśmy już w znakomitej komitywie. Na lotnisku Max zajął się moimi bagażami, pomógł mi przenieść je do taksówki. Byliśmy zameldowani w różnych hotelach, ale mój nowy znajomy obiecał, że mnie odwiedzi.
I dotrzymał słowa jeszcze tej samej nocy. Zapukał do drzwi mojego pokoju i oświadczył mi, iż przeniósł się do mojego hotelu i czy nie mam nic przeciwko temu, abyśmy resztę nocy spędzili razem. Oczywiście, nie miałam nic przeciwko temu, chociaż następnego dnia miałam wyruszyć z Anchorage do Seward.
Gadka – szmatka, butelka wina i sama nie wiem, jak to się stało, że znaleźliśmy się razem w łóżku. Nigdy do tamtej pory nie przeżyłam czegoś takiego! Był wspaniałym kochankiem, najlepszym, jakiego mogłam sobie wymarzyć. Ale nie chciałam się przywiązywać, chciałam potraktować całą sprawę jako przygodę w podróży, która miała się skończyć następnego dnia.
Wyjechałam więc rano do Seward. Ale on mnie i tam znalazł, po dwóch dniach. Mówił, że musiał się dobrze napytać, zanim trafił na mój ślad, gdyż nie znał mego nazwiska. I znów tak się złożyło, że znaleźliśmy się w łóżku.
„Sally, powiedz mi, jak się nazywasz. Bo moje nazwisko jest Seward” - powiedział wtedy.
Ale ja nadal nie chciałam się z nim wiązać, więc odpowiedziałam:
„A moje Anchorage. Czy nie uważasz, że było nam bardzo miło i będziemy miło wspominać Alaskę?”
„Przykro mi, że tak chcesz zakończyć naszą znajomość. Ale obiecuję, że znajdę ciebie i w Los Angeles” - powiedział.
Kiedy spał, zajrzałam po cichu do jego dokumentów. Bądź co bądź kochałam się z facetem nie wiedząc nawet, kto to jest. W dokumentach pisało: „Maximilian Ashley Seward, muzyk”. Wtedy już wiedziałam, że mnie nie wkręcał.
Wróciłam do Los Angeles, minął może miesiąc, może półtora i  w pracy poinformowano mnie, że mam gościa.
Nie był to nikt inny, niż Max Seward we własnej osobie.
Poinformował mnie, że właśnie ma koncerty w LA i czy nie mógłby zatrzymać się u mnie.
Zgodziłam się. I cóż, mieszkał u mnie przez tydzień, potem wyjechał, ale utrzymywaliśmy kontakty  telefoniczne i korespondencyjne.
Po kilku tygodniach zorientowałam się, że jestem w ciąży. Zadzwoniłam do niego i spytałam, jak się na to zapatruje. Odpowiedział: „No to będziemy rodzić!”.
Przyjechał do mnie z bukietem róż i pierścionkiem zaręczynowym, ustaliliśmy datę ślubu.
„Ale najpierw muszę cię przedstawić Yolandzie” - oświadczył.
Matka Maxa musiała być w młodości skończoną pięknością, gdyż dobiegając pięćdziesiątki była jeszcze piękna. Przyjęła mnie chłodno. I przez cały czas nie akceptowała naszego związku.
Ślub był skromny – tylko moja najbliższa rodzina. Ze strony Maxa nie było nikogo.
Kiedy urodziła się Maxima Max szalał ze szczęścia.
Ale to szczęście długo nie trwało. Zaczęły się pojawiać inne kobiety, aż w końcu powiedziałam sobie: dość!
Oznajmiłam mojemu małżonkowi, że chcę się z nim rozejść. Nie oponował, sam przyznał rację, że tak będzie dla nas najlepiej. Nic na to nie poradzi, że ma słabość do kobiet, a to małżeństwo i mała Maxie – to po prostu go przerosło.
Pozwoliłam mu po rozwodzie widywać się z córką, sama, jak widzisz, nie ułożyłam sobie życia, tak bardzo byłam zdeterminowana i rozczarowana.
No i cóż, córka wyrosła na piękną dziewczynę, mężczyźni tracili dla niej głowę. A zaczęło się od dwóch sąsiadów, Tristana i Lance'a.
- Pamiętam. Byron mówił o nich Tristan i Lancelot.
- O ile wiesz, najpierw miała romans z Tristanem.  Lance, który się w niej wtedy kochał skrycie, jak się dowiedział, rzucił się na Tristana z pięściami. Ale Tristan był silniejszy.
- Pamiętam, jak to było. Tristan, który miał wielkie powodzenie u dziewcząt, potraktował romans z Maxie jak przelotną miłostkę i szybko znalazł sobie nową dziewczynę.
- Za to Lance zbliżył się do mojej córki. Podczas koncertów przysyłał jej ulubione białe róże z dołączonym bilecikiem podpisanym „Lancelot”. Potem zamieszkali razem. I myśleliśmy, a właściwie to Lance myślał, że coś z tego będzie, do momentu, gdy Maxie przyjęła do zespołu nowego perkusistę. Była to nagła miłość, jak sycylijski piorun. Wzięli cichy ślub w Meksyku, potem urodziła się Jenny. Lance nigdy nie pogodził się z odejściem ukochanej, aż doszło do tragicznego finału – tu Sally zamilkła i ukryła twarz w dłoniach. Ale po chwili kontynuowała:
- Cóż, jeśli chodzi o Maxa, to nie spodziewałam się, że on się kiedykolwiek ożeni. Dopóki nie spotkał Melanie, która była właściwie jedyną miłością jego życia. Po raz pierwszy zobaczył ją na jakimś pokazie mody. Czarne, faliste włosy, subtelna, rzadko spotykana piękność, powłóczyste spojrzenie fiołkowych oczu, któremu żaden mężczyzna się nie oprze...
„Kiedy szła, bił od niej jakiś blask” - tak pisał do mnie.
Była to miłość od pierwszego wejrzenia, chociaż i to małżeństwo nie przetrwało z powodu słabości Maxa do kobiet. Kochał Melanie, bardzo kochał, choć zdradzał ją na każdym kroku. Nie chciał za nic dopuścić do rozwodu. Aż w końcu się zabił, kiedy uświadomił sobie, że stracił ukochaną żonę bezpowrotnie.
- Jest teraz szczęśliwa z Zach'iem.
- Tak. Wiem. I spodziewa się dziecka. Nie wiem, czy dobrze robi decydując się na dziecko z wadami genetycznymi, ale podziwiam jej determinację.
- Nie wiadomo, czy ono będzie z wadami genetycznymi. Może da Bóg, że urodzi się zdrowe.
- Chciałabym, żeby tak było. Nigdy źle nie życzyłam Mel.



- Ściany mają wielkie uszy – powiedziała Melanie do Emilii kiedy wieczorem rozmawiali przez skype. - Chociaż nie obnosiłam się ze swoimi problemami z ciążą, świat się dowiedział i teraz różne brukowce rozpisują się na ten temat. Ale są i pozytywne aspekty. Dostałam bardzo sympatyczny list z gratulacjami z wiezienia od Mary Wagner, kanadyjskiej działaczki Pro Life. Napisała, że jest ze mną i w pełni popiera moją decyzję. Podobnie, jak wiele moich fanów, głównie katolików. Nie spodziewałam się aż takiego wsparcia.
- Mel, ja cały czas mam takie przeczucie, że twoje dziecko urodzi się zdrowe.
- Ja też tak myślę. To znaczy, że bardzo bym tego pragnęła. W tej chwili czuję jego ruchy, potrafi kopać zdrowo.
- No to pozdrów go ode mnie, a raczej ją, ponieważ to jest dziewczynka. Czy wybrałaś już imię dla niej?
- Jeszcze nie, ale najprawdopodobniej będzie miała na imię Maria. To na cześć Matki Bożej z Guadalupe, do której wybieram się z mężem. Ja i moi rodzice cały czas modlimy się do Niej i przez cały czas czuję Jej opiekę.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Witam,
Nie sprawdzałam, co to mi to wyszło.
Trochę krótki rozdział, ale niech tam...
Tym razem trochę wspomnień, no i już tak chyba będzie w kolejnych rozdziałach.
Trochę krótkie to wyszło, ale niech tam...
No i komentujcie, do licha, bo w ogóle się zastanawiam, czy mam kontynuować tego bloga.
Pozdrawiam

3 komentarze:

  1. Witaj E.,

    pisz, absolutnie pisz! Bardzo przyjemnie się czyta. Mam wrażenie, że Twoi bohaterowie wiedzą więcej o Polsce niż znaczna część mieszkańców tego kraju. Bo gdyby wiedzieli, nie dokonywaliby takich wyborów przy urnach.

    Różne takie platformy
    Drażnią nas w naszych czasach
    Lecz w końcu wszystko wraca do normy
    Jak najcudowniej wraca
    Więc grunt to mieć dobre chęci
    Nie bądźmy tacy zacięci
    Bo świat się w kółko kręci, kręci
    Jak gdyby gdyby gdyby gdyby
    Szabadabadabada.

    Mam nadzieję, iż tak się zakręci, że konkretne społeczne protesty zatopią w końcu tę zdegenerowaną platformę :-)

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj R.,

    Dzięki za miłe słowa:-)
    Na Ciebie zawsze mogę liczyć:-)
    Serdeczne dzięki za wierszyk. Odpowiadam również wierszykiem.

    Kiedy tylko wiosną powieje
    Przychodzą do nas nowe nadzieje.
    Przyjdzie wiosna, przyjdzie hoża
    I platforma spłynie do morza.
    Niech nic nas nie zniechęci,
    Bo świat się w kółko kręci, kręci
    Jak gdyby, gdyby, gdyby...
    Szabadabadabada!

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  3. PS-Kumie, chwalą nas!
    - Kto?
    - Wy mnie, a ja was!

    OdpowiedzUsuń