niedziela, 7 września 2014

Przed i po ślubie

Emilia i Byron spoglądali na miasto z okna pokoju w hotelu The New York Palace.  W dole bielały marmurowe ściany neogotyckiej katedry św. Patryka, w której właśnie dzisiaj miał się odbyć ślub Melanie Strba i Zacha Tramella.
- Trzydzieści lat nie byłam w Nowym Jorku – skonstatowała Emilia.
- Czy dużo się zmieniło przez ten czas? - spytał Byron.
- W moim  życiu bardzo dużo, a jeżeli chodzi o miasto, to nie zdążyłam się jeszcze rozejrzeć. Mieszkałam wtedy w Flatbush u pewnej rodziny żydowskiej i pracowałam w ich restauracji. Szczerze ci powiem, że byłam traktowana przez nich przyzwoicie – to chyba ze względu na moje żydowskie korzenie, bowiem o ile mi wiadomo, Polacy są przez Żydów traktowani jak niewolnicy. Nie rozumiem, dlaczego tak ich nie lubią. Przecież podczas wojny najwięcej Polaków ryzykowało swoje życie ratując Żydów.
Byron tylko pokiwał głową i zamyślił się, a po chwili zmienił temat.
- Odnośnie ślubu, to zanosi się na bardzo uroczysty, skoro odbędzie się właśnie w tej katedrze, najsłynniejszej w Nowym Jorku – stwierdził.
- Tak, Melanie bardzo tego chciała. Ostatecznie stać ją było na to, aby załatwić ślub w tej katedrze i wynająć ten luksusowy hotel na wesele oraz apartamenty dla gości. A propos katedry, to bardzo dawno w niej nie byłam. Słyszałam, że powstała tam polska kapliczka z obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej. Musze ją koniecznie zobaczyć. Na pewno przypomni mi mój pobyt na Jasnej Górze w Częstochowie w Polsce, gdzie też nie byłam już tyle lat.
- Oczywiście, że ją odwiedzimy. Ja też chciałbym ją zobaczyć.
Zamiast kupować nowożeńcom prezent ślubny, postanowili podarować im czek na pewną sumę pieniędzy. Przyda się to  im bardziej, niż na przykład komplet garnków.  Kupują przecież dom na Manhattanie i trzeba go będzie jakoś urządzić.
- Ile jeszcze mamy czasu?- spytała Emilia.
- Wystarczająco dużo, żeby właśnie rozejrzeć się trochę po mieście – odpowiedział Byron.



Tymczasem Melanie w obecności swojej najlepszej przyjaciółki, również aktorki i pierwszej druhny na ślubie,  Tonyi Miller, przymierzała po raz ostatni ślubną suknię. Tonya zawsze była jej najsurowszą krytyczką w sprawie ciuchów, więc i tym razem wzięła ją na eksperta.
Suknia była uszyta ze śnieżnobiałej organzy i miała fason klasycznej syreny, bez ramiączek. Gorset i dół „ogona” przyozdobione były czarnym haftem, a talia przepasana była czarną szarfą.
- Myślę, że jest OK – stwierdziła Tonya – na pewno spodoba się Zachowi, bowiem wyglądasz w niej bardzo seksownie.
- Nie będzie mógł się doczekać żeby mi ją zdjąć – roześmiała się Melanie. - Muszę ci przyznać, że długo szukałam czegoś odpowiedniego dla siebie, ale kiedy zobaczyłam tę suknię, od razu się na nią zdecydowałam. Na początku myślałam o czymś śnieżnobiałym, bo jest mi w tym kolorze bardzo dobrze,  ale siostra od razu mi wyperswadowała twierdząc, że to nie jest odpowiedni kolor dla wdowy. W morelowym wyglądam okropnie. Myślałam też o odcieniach błękitu i fioletu, ale to są kolory odpowiednie dla druhen. Ty to nie masz tego problemu, tobie w każdym kolorze jest dobrze.
Czarnowłosa i fiołkowooka Melanie, uważana za jedną z najpiękniejszych kobiet Ameryki, miała urodę przypominającą Królewnę Śnieżkę. Tonya była  ciemną blondynką o zielonych oczach.
- Myślę, że wybrałam najlepszą z alternatyw jeśli chodzi o kolor – kontynuowała Melanie. - Moja projektantka powiedziała mi: Właśnie mam coś w sam raz dla pani. Jest idealna do pani  figury, tylko trochę poprawimy stanik.
- No i miała rację, bo wyglądasz w niej naprawdę zjawiskowo – oceniła Tonya. -Jeśli zechcesz ją zachować, może ci później służyć jako suknia balowa.  Ale uważam, że skoro jest haft na staniku, to nie będzie tu pasował żaden naszyjnik. Najwyżej delikatny łańcuszek.
- Też tak myślałam – Melanie wyjęła z pudełeczka złoty łańcuszek z krzyżykiem. - To powinno być dobre. Poza tym będzie pasowało do złotej siatki na włosach.
- Nie wiem, dlaczego uparłaś się przy tej siatce? To kojarzy mi się z papilotami.
Melanie roześmiała się.
- A gdzie ty widziałaś, żeby ktoś nosił perły do papilotów? Zresztą, jak zobaczysz, co wymyśliłam, to na pewno zmienisz zdanie. A teraz poproszę cię o rozpięcie sukni.
Zdejmując suknię zapytała:
- Czy wiesz co mi się poza tym przytrafiło?  Trzy dni temu, jak na złość, dostałam okres. Wiedziałam, że przeciągnie się do dnia ślubu, a mieć okres w taki dzień to totalna katastrofa. Nie wspominając już o poplamionej sukni i akrobacjach w toalecie. I wiesz, co zrobiłam? Zadzwoniłam do mojej ginekolog. Powiedziała mi, że może mi przepisać tabletki, ale to będą hormony. Powiedziałam: Tylko nie to! Wobec tego poradziła mi zwykłą witaminę C i dużo cytryny. Powinno poskutkować. Wyobraź sobie, że przez całe trzy dni ssałam tą cytrynę, robiąc kwaśne miny. - mówiła ubierając się.
- No i jak, pomogło? - spytała Tonya.
- A jakże! Wczoraj okres się skończył jak ręką odjął.
- To masz szczęście. Moja kuzynka dostała okres podczas swojego ślubu. Masakra. Podejrzewam, że to z emocji.
- Pewnie tak. W każdym razie dzięki Bogu, że mam to poza sobą. I Zach będzie miał poślubną noc, tak jak chciał.
- A ile miał przedślubnych? - spytała Tonya mrużąc oko.
- To co innego – powiedziała Melanie. - Przypomniało mi się to, co napisał Oscar Wilde: Mężczyźni pragną zawsze być pierwszą miłością kobiety. Kobiety zawsze pragną być ostatnim romansem mężczyzny.
- Mądre słowa. No to pospiesz się się i jedźmy do salonu piękności – ponagliła Tonya.



Taksówka zatrzymała się przy restauracji „Kosher Rebecca”.
- Właśnie tutaj pracowałam i mieszkałam trzydzieści lat temu – poinformowała Emilia Byrona.
Wysiedli i podeszli do wejścia na zaplecze. Emilia zadzwoniła.
Drzwi otworzyła młoda dziewczyna wyglądająca na osobę z personelu.
- Czym mogę służyć? - zapytała.
- Czy mogłabym rozmawiać z panią Rebeką Lichtman? - zapytała Emilia.
- Pani Rebecca umarła trzy lata temu. Obecnie właścicielką restauracji jest jej córka, pani Deborah - oznajmiła dziewczyna.
- W takim razie poproś panią Deborę – powiedziała Emilia.
Po kilku minutach w drzwiach ukazała się właścicielka. Emilia stwierdziła, że z podlotka, którego pamiętała, zrobiła się teraz tłusta żydowska jejmość.
- Cześć Debbie! - zawołała na jej widok Emilia.
Na twarzy Debory widać było zdziwienie, być może szczere, a być może udawane, albo pół na pół.
- Ale ja pani nie znam! - oświadczyła.
- Chyba bardzo się zmieniłam przez te trzydzieści lat. W takim razie się przypomnę. Jestem Emilia Hintertan. Pracowałam tu i mieszkałam.
- Coś sobie przypominam... - Debora podrapała się odruchowo za uchem.
- A to jest mój mąż, Byron Kelly.
Deborah zwróciła się do Byrona.
- Pan chyba nie jest Żydem.
- Jestem Irlandczykiem. Moi przodkowie pochodzą z Droghedy – odpowiedział Byron.
- Irlandczyk czyli katolik – podsumowała Deborah.
- Mieszkamy teraz w Santa Monica i przyjechaliśmy do Nowego Jorku na ślub przyjaciółki – poinformowała Emilia. - A co u ciebie?
- No cóż...- zaczęła Deborah – pochowałam rodziców i odziedziczyłam po nich restaurację. Poza tym mam męża i troje dzieci.
Spojrzała na zegarek.
- Niestety, nie mam czasu z państwem rozmawiać. Muszę pilnować interesu, a wszystko jest na mojej głowie.
- My też się spieszymy. Przechodziliśmy obok, więc zatrzymaliśmy się po drodze. No to do widzenia – powiedziała Emilia.
- Do widzenia – odpowiedziała Deborah i zamknęła drzwi za sobą.



Tymczasem Melanie i Tonya siedziały w salonie piękności. Fryzjerki właśnie czesały ich włosy.
- Wczoraj byłyśmy z Liz w hotelu i układałyśmy wizytówki na stołach w bankietowej. To dlatego, żeby goście wiedzieli, gdzie mają siedzieć i żeby nie siadali gdzie popadnie – oznajmiła Melanie. - Starałam się tak ich pousadzać, żeby mieli ze sobą jak najlepsze kontakty, nie wiem, czy mi to wyszło. I kiedy tak sobie główkowałam, kogo posadzić przy kim, wpadła mi w ręce wizytówka z nazwiskiem „Melanie Tramell”. A któż to taki? - zastanawiałam się. Liz tylko roześmiała się: ”Przecież tu chodzi o ciebie, kotku!” Rzeczywiście, nie od razu to sobie skojarzyłam. Tym bardziej, że pozostaję przy swoim nazwisku.
- Nie dziwię się. Przecież nie będziesz używała nazwiska męża. Co za rozdziawa drukowała te wizytówki! - zastanawiała się Tonya.
- Może nie rozdziawa, tylko ktoś trochę niedoinformowany. Zresztą, nieważne... To będzie wesele moje i Zacha, więc na tę jedną noc mogę używać nazwiska męża. A kiedy ja się będę bawić na twoim weselu, Tonya?
- Nie wiem. Dylan jakoś nie spieszy się z oświadczynami. Trzeba dać mu trochę czasu.
- U mnie przebiegło to stosunkowo szybko.
- Ale twój ukochany już wcześniej kochał się w tobie i minęło sporo czasu, zanim zaczęliście się spotykać.
- Ano, niby i tak!
Fryzjerka upinała misternie czarne falujące włosy Melanie aby w końcu włożyć na nie siatkę wykonaną ze złotej jubilerskiej linki z nanizanymi  podłużnymi białymi, naturalnymi perłami.
- Zostawimy kilka fal nad czołem – oznajmiła.
- Super! Dla mnie bomba! - zawołała Tonya. - Byłam sceptycznie nastawiona, ale teraz całkowicie zmieniłam zdanie. Mel, wygląda na to, że wprowadzisz nową modę na ślubną fryzurę.
- Wiesz, chciałam, żeby to było coś innego niż stroik z kwiatkiem i tiulową serwetką. Zainspirowały mnie fryzury renesansowych dam. Nie wiem, jak innym, ale mnie osobiście się podoba – powiedziała Melanie.
- Najważniejsze, że ty się w tym doprze czujesz – podsumowała Tonya.
- Muszę ci wyznać, że mam cholerną tremę przed tym wszystkim. Na scenie i przed kamerami nigdy nie miałam takiej.
- Ale przecież już raz byłaś panna młodą.
- Tak, ale z Maxem brałam tylko ślub cywilny i cała ceremonia była bardzo skromna.  Tym razem ślub jest konkordatowy i ma być uroczyście i hucznie. Boże, chciałabym już mieć to poza sobą!


Emilia i Byron zjawili się w katedrze wcześniej ze względu na odwiedzenie polskiej kaplicy.
Kiedy oboje kontemplowali obraz Matki Boskiej Częstochowskiej, Emilia usłyszała słowa modlitwy wypowiadanej po polsku:
„Pod Twoją obronę uciekamy się, Święta Boża Rodzicielko...”
Poczuła, że serce zaczęło jej mocniej bić. Przyłączyła się do głośnej modlitwy.
Spędzili w kaplicy około kwadransa zanim rozpoczęła się msza ślubna.
Marmurowe ściany zadrżały od dźwięków „Ave Maria” Schuberta, którą na życzenie panny młodej prześlicznie zaśpiewała Tonya Miller, pierwsza druhna.
Do katedry weszła Melanie,  prowadzona pod rękę przez swego ojca, Petera Štrbę. Wyglądała prześlicznie w białej sukni z czarnym haftem. Miała wiązankę z białych róż, a na czarnych falujących włosach siatkę z białych pereł.
Zach z całym orszakiem czekał już na nią przed ołtarzem.
Za nowożeńcami ustawiły się bliźniaki Melanie, Matthew i Meghan, w białych ubrankach. W rękach trzymali bukieciki z białych margerytek.  Druhny poubierane były w fiołkowoniebieskie suknie, a bukiety miały również z margerytek.
Kapłan, notabene kuzyn pana młodego, pozdrowił wszystkich zgromadzonych, następnie zwrócił się do nich:
„Zgromadziliśmy się w kościele wokół Melanie i Zacharego,  którzy dzisiaj chcą zawrzeć sakramentalny związek małżeński. W tym ważnym dla nich momencie życia otoczmy ich naszą miłością i naszymi modlitwami. Razem z nimi będziemy słuchać słowa Bożego i uczestniczyć w ofierze eucharystycznej, prosząc o obfite błogosławieństwo dla młodej pary.”
Po odczytaniu Ewangelii wg św. Mateusza przyszła pora na kazanie:
„Drodzy nowożeńcy, rodzice, członkowie rodziny i przyjaciele, zgromadziła nas w tej świątyni tajemnica miłości dwojga ludzi: Melanie i Zacha. Chcemy być teraz świadkami tej miłości. Modlimy się wspólnie, aby Chrystus w sakramencie małżeństwa tę miłość pobłogosławił i uświęcił. Jesteśmy wszyscy szczęśliwi z tego powodu, że narodziło się pomiędzy Wami Kochani Nowożeńcy to uczucie, za którym każdy człowiek najbardziej tęskni. Patrzymy na Was pełni radości, ale gdzieś w głębi serca pojawią się także pytania: czy miłość ta jest prawdziwa? Czy przetrwa próbę czasu? Czy zniesie wszystkie przeciwności losu? Na te pytania nie można od razu odpowiedzieć, gdyż miłość ta nie jest całkowicie gotowa. Jak zauważy Michel Quoist rozmyślając nad miłością: „Ona się staje. Nie jest sukienką czy ubraniem gotowym do włożenia, ale kawałkiem tkaniny do krojenia, zestawienia i szycia. Nie jest mieszkaniem z gotowymi kluczami do ręki, ale domem do zaplanowania, zbudowania, utrzymania. Nie jest zdobytym szczytem, ale wyjściem z doliny na pasjonujące wspinaczki, bolesne upadki, w chłodzie nocy czy upale oślepiającego słońca”
 Ale drodzy Nowożeńcy! Oto wy dziś – na progu życia małżeńskiego i rodzinnego – nie chcecie przecież pytać mnie o receptę zapewniającą szczęście życia rodzinnego, nie chcecie pytać ludzi, nawet waszych rodziców o to, jak realizować swoje małżeństwo... Wy dziś – pobudzeni wzajemną miłością – przychodzicie do samego Boga, by Jego pytać i by Jego prosić o pomoc!
O miłości w języku włoskim można powiedzieć na dwa sposoby: "Ti amo!" - Kocham cię lub "Ti voglio bene!" - "Chcę, (pragnę) twojego dobra". Wydaje się, że jest to bardzo istotny rys miłości. Bo kochać to znaczy pragnąć dobra osoby kochanej. To znaczy zapomnieć o sobie tak, żeby swoje szczęście znaleźć w szczęściu osoby kochanej. Kocham - więc - chcę twojego dobra! Smucę się dzieląc Twój niepokój i smutek. Cieszę się twoimi radościami. Więcej Ciebie w moim życiu niż mnie! Bo kochać to nie uzgodnić dwa egoizmy, utworzyć kontrakt, tak, aby obie strony miały maksymalne korzyści, ale  pragnąć dobra osoby wybranej.
Codzienne życie otwiera jednak oczy. Aby z tego otwierania oczu nie wynikło zamknięcie serca, musicie się starać, żeby miłość nie stawała się dla Was zbyt trudna, czy wręcz niemożliwa. Jeżeli miłość to dawanie siebie, to z konieczności trzeba być kimś, stanowić wartość godną przyjęcia, a nie pogardy. Znana jest zasada: "Im większy człowiek, tym większa jest jego miłość". Stąd z całą oczywistością wynika konieczność pracy nad rozwojem swej osobowości.
 Nie można kochać kogoś, komu przyznało się miejsce "pod butem", choćby był ze złota, ani "pod pantoflem", choćby był jedwabny. Również i ten poniżony, nie może stać się zadowalającym partnerem wspólnoty miłości. Zrozumienie tych zależności jest konieczne, aby szanować godność i doceniać wartość drugiej osoby. Podobnie należy spojrzeć na wszelkie ewentualne rozgrywki na terenie małżeństwa. W małżeństwie nie ma jednostronnych zwycięstw czy przegranych. Albo oboje zwyciężacie, gdy rośnie Wasza miłość, albo oboje przegrywacie doświadczając gorzkich owoców zamierania miłości.
Wówczas otwórzcie wspólnie Pismo Święte, a w nim Pierwszy list do Koryntian z tekstem hymnu o miłości i zróbcie sobie taki wspólny rachunek sumienia. Idąc linijka po linijce zapytajcie siebie: Czy nasza miłość jest cierpliwa? Czy jest łaskawa? Czy nie zazdrości i nie szuka poklasku? Czy nie unosi się pychą? Czy nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem...
Umiłowani Melanie i Zachu! Burze, potoki i huragany, mogą pojawić się również w waszym życiu małżeńskim i rodzinnym. Gdy będziecie mieć mocny fundament zakotwiczony nie w tylko w ludzkich, często złudnych i zawodnych kalkulacjach, ale w Bogu i życiu duchowym, to dom waszego życia na pewno nie runie, ale przetrwa jeszcze bardziej umocniony.
 I tej trwałości waszego szczęśliwego małżeńskiego i rodzinnego życia, opartego na Bogu i Ewangelii z całego serca wam życzę. Amen”
Rozpoczęła się ceremonia zaślubin. Emilia poprzez łzy patrzyła na białe perły w czarnych włosach Melanie, które chwiały się przy każdym poruszeniu jej głowy.
Na koniec uroczystej mszy  kapłan pobłogosławił nowożeńców oraz wszystkich zgromadzonych w katedrze. Przy dźwiękach tradycyjnego marsza Mendelssohna opuścili kościół. Ale nie było ani sypania kwiatków na schodach katedry, ani sypania ryżem na szczęście, jak to bywało na polskich ślubach. Za to pod katedrą roiło się od paparazzich, którzy obfotografowywali nowożeńców ze wszystkich stron. Nowożeńcy i goście powsiadali do samochodów i udali się do hotelu, w którym wszystko już było przygotowane do wesela.


Melanie była doskonałą organizatorką i niepotrzebnie się martwiła o to, czy wszystko będzie przebiegało jak trzeba.
Wesele było wspaniałe i goście bawili się świetnie. Do tańca przygrywał najlepszy w Nowym Jorku zespół, który Zach zarekomendował swojej, wtedy jeszcze, narzeczonej, a ona po wysłuchaniu kilku „kawałków” bez wahania się zgodziła.
Emilia i Byron mieli okazję poznać osobiście rodziców „panny młodej” – Petera i Annę Štrbów oraz jej starszą.  siostrę Elizabeth, która nie była tak piękna, jak Melanie. Oprócz siostry Mel miała jeszcze dwóch braci.
Przy stole państwo Kelly mieli przyjemność siedzieć obok polskiej rodziny, sąsiadów Štrbów, i kiedy Melanie tańczyła obowiązkowy taniec ze swoim ojcem,  a następnie teściem, państwo Boguccy, którzy byli aktywnymi działaczami polonijnymi i utrzymywali kontakty z rodziną i znajomymi w Polsce, wyrazili swój wielki niepokój o ojczyznę z powodu eskalacji konfliktu na Ukrainie.
- Polska jest naprawdę bardzo zagrożona – twierdził pan Bogucki. - Jest przecież bezpośrednim sąsiadem Ukrainy, a wojska rosyjskie posuwają się coraz bardziej na zachód. Więc następne uderzenie może być na Polskę. Czy wiecie, co robią biznesmeni w Białymstoku?
- A co takiego robią? - spytała Emilia, kiedy usłyszała nazwę „Białystok”. Bardzo ją ciekawiło, co się dzieje w mieście, w którym mieszkała przez kilka lat swego życia.
- Otóż biznesmeni z Białegostoku chcą się zbroić. Domagają się specjalnej ochrony dla swojego miasta. Wyszli z pomysłem utworzenia 5-tysięcznej Gwardii Narodowej uzbrojonej w wyrzutnie rakiet typu Stinger. Twierdzą, że Białystok stał się miastem frontowym. Może się okazać, że jakiś konwój ciężarówek nagle wjedzie do nich, a w drodze powrotnej wywiezie z fabryk urządzenia i maszyny. By zwiększyć bezpieczeństwo miasta należy powołać Gwardię Narodową.
- Swoją drogą to taka gwardia przydałaby się i w innych polskich miastach. Rząd zminimalizował polską armię i w tej sytuacji Polska jest właściwie bezbronna – dodała pani Bogucka.
- Proponuję toast za Polskę - oznajmiła Emilia.
- Tak jest, za Polskę. Oby była Polską! - podchwycili państwo Boguccy, a Emilia zrozumiała ten toast, w przeciwieństwie do swego małżonka.
Tymczasem nowożeńcy ostatni raz pocałowali się nad tortem, po czym przystąpili do jego dzielenia.
Wszyscy goście później twierdzili zgodnie, że wesele było za krótkie, czego nie można było powiedzieć o panu młodym, który nie mógł się doczekać jego końca.

Noc jeszcze otulała wszystko czarnym płaszczem, chociaż na wschodzie widać już było krwawe przebłyski nadchodzącego dnia.
W apartamencie dla nowożeńców Zach nasycony miłością, zasypiał na nagiej piersi Melanie.
Rosyjscy rebelianci znów strzelali do ukraińskiej ludności.
Izraelici znów strzelali do Palestyńczyków.
Na Bliskim Wschodzie znów mordowano chrześcijan.
A świat się w kółko kręci, jak gdyby nigdy nic...

18 komentarzy:

  1. Witam serdecznie
    i przepraszam, że długo nic nie napisałam. Po prostu brak weny, a w międzyczasie wyjazd na Litwę.
    Postaram sie być solidniejsza w pisaniu.

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  2. Wielce Szanowna Pani Ewo,

    Ach co to był za ślub ?

    Ach ,co to był za slub



    Trochę zazdroszczę, bo Pani jest mistrzem w łączeniu łóżka z wojną. Lepiej to Pani robi niż razem wzięci Michalina Wisłocka i граф Лев Николаевич Толстой.
    Kiedy czytałem początek zdania o cytrynie pomyślałem, gdzie ona tę cytrynę wkładała.
    Во всех дурака. Nie wiem, czy Pani wie, że cytryny zdrożały ? Czy z tego powodu?

    Z pięknej Mel Strba, zrobiła Pani trochę przewrotną laskę, która się stroi do łóżka jakby pierwszy raz.Ponoć dziś chirurdzy przywracają cnotę. Czy jeszcze ktoś leci na to l ? Tylko kłopot ! Żali się jakaś, która chciała tym handlować jak pietruszką na bazarze.

    "Mężczyźni pragną zawsze być pierwszą miłością kobiety. Kobiety zawsze pragną być ostatnim romansem mężczyzny".

    Powie Pani, kokieteria, to urok
    Bogaty Świat bawi się. Ja im źle nie życzę, pod warunkiem, że pieniądze są uczciwie zarobione. A Ona uczciwie pracuje.Jak nasza Litwinka Małgośka, która za jedno wesółko inkasuje 60 do 80 patoli. Oczywiście bez podatku. Tak gdzieś mówił ten co śpiewa 'majteczki w kropeczki'
    Ciekawe ile wzięła Tonya Miller.

    Kiedy byłem w Nowym Jorku na początku lat dwudziestych obecnego wieku,to w Katedrze świętego Patryka nie było kaplicy Matki Boskiej, chyba była świętego Stanisława Kostki.Pamiętam, że na Manhattanie był pomnik Jagiełły.

    Wracając do wojny, ja, za żart przyjąłem oświadczyny biznesmenów z Białegostoku o powołaniu gwardii narodowej.
    Moim zdaniem nam nie grozi interwencja zbrojna ze strony Rosji i Niemiec.
    Zrobili to juz dawno za pomocą pieniędzy i targowiczan, które wcześniej ukradli Europie

    Ukłony dla Wielce Szanownych Pań



    czerwone róże



    OdpowiedzUsuń
  3. Szanowny Panie Michale,

    Bo kaplica powstała w roku 2005, a więc jest stosunkowo nowa.
    Oto, co na ten temat pisze ks. Glinko w internecie:
    "16 marca 2005 r. w katedrze św. Patryka w Nowym Jorku powstała nowa kaplica, dedykowana Matce Boskiej Częstochowskiej. Znajduje się ona w bocznej nawie kościoła obok północnych drzwi. Centralnym punktem pięknej kaplicy jest ikona Matki Boskiej Częstochowskiej.
    Gotycki ołtarz, nawiązujący do architektury katedry, zbudowany został z białego marmuru. Jego rzeźbiona podstawa zawiera wnęki wyłożone złotą mozaiką. Nad obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej umieszczono filigranową koronę. Po obu stronach Ikony znajdują się obrazy świętych: Maksymiliana Kolbego, ubranego w habit franciszkański z częścią pasiaka z obozu oświęcimskiego, św. Faustyny Kowalskiej, trzymającej obraz Miłosierdzia Bożego, św. Jadwigi Królowej i św. Stanisława Biskupa i Męczennika."
    Jeśli chodzi o Mel, to byłaby dziewicą, gdyby nie ten figiel pod spódnicą:-)
    A sposobu z cytryną próbowały juz nasze prababki.
    Jeśli chodzi o biznesmenów z Białegostoku, to nie żart.

    Serdeczne dzięki za zabawny komentarz i proszę o jeszcze

    Pozdrawiam serdecznie Pana i Małżonkę oraz dziękuję za teledysk i róże:-)

    OdpowiedzUsuń
  4. PS Szanowny Panie Michale,

    Z tą witaminą C to nie ściema. Oto, co znalazłam na ten temat w internecie:
    "Jaki wpływ ma witamina C na długość trwania krwawienia?

    Krwawienie jest zawsze mało przyjemną fazą cyklu miesiączkowego. Zawsze krwawienie rozpoczyna nowy cykl miesiączkowy. Lekarze ginekolodzy zalecają kobietom, które posiadają nieco dłuższy cykl miesiączkowy, a co za tym idzie, także nieco dłuższy okres krwawienia, zapisują witaminę C, by skrócić krwawienie. Dla kobiet, które krwawią przez 6, czy 7 dni, na pewno skrócenie okresu o 1-2dni będzie dosłownie na wagę złota. Dawka, która skraca okres krwawienia o kilka dni, to już 5000mg. Oczywiście nie można przyjąć tej dawki jednorazowo. Aby skrócić swój okres, trzeba przyjąć tą dawkę w czasie krwawienia. Można w ten sposób zdecydowanie poprawić swój komfort."
    http://porady.mobi/jak-witamina-c-wplywa-na-cykl-miesiaczkowy/

    Pozdrawiam serdecznie Pana i Małżonkę

    OdpowiedzUsuń
  5. Wielce Szanowna Pani Ewo,

    Kiedy przeczytałem pierwsze zdanie Pani drugiego komentarza, ktoś mi do ucha szeptał: sprawdź czy Wisłocka ma związki z Podlasiem.
    No tak; zapomniałem, że Pani jest nauczycielką, która musi wiedzieć wszystko.
    O moich związkach z medycyną napisze na priv.

    Ukłony dla Wielce Szanownych Pań

    w gaiku


    gwiazda ?

    OdpowiedzUsuń
  6. Szanowny Panie Michale,

    Serdeczne dzięki za komentarz.
    Ja też miałam kiedyś związki z medycyną i dlatego te sprawy nie sa mi obce. Śmiem twierdzić, że lecznictwo i szkolnictwo to największe w Polsce dziadostwo i szkodnictwo. Czyż to nie jest prawda?
    Dzięki za nutki Grechutki, one koja moje smutki:-)
    A dlaczego Pan twierdzi, że Mel wygłasza staroświeckie poglądy?

    Pozdrawiam serdecznie Pana i Małżonkę

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj E.,

    szacuje się, że w ratowanie Żydów w czasie II wojny zaangażowanych było grubo ponad 100 tys. Polaków. Wielu z nich straciło życie, bo Polska była jedynym krajem, gdzie za pomoc Żydom groziła kara śmierci. Mimo to wśród Sprawiedliwych uhonorowanych przez Yad Vashem Polacy stanowią największą grupę. Niedawno bodaj T. Płużański wspominał, że należałoby ustanowić nagrodę dla Żydów ratujących Polaków w czasach stalinizmu. Wtedy przekonalibyśmy się, ilu takich było.

    Tak się mniej więcej te sympatie polsko-żydowskie kształtują.

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  8. Witaj R.,

    Serdeczne dzięki za komentarz:-)
    Jeśli chodzi o ratowanie Żydów podczas II wojny, to przypomina mi się sylwetka osoby bardzo w tę sprawę zaangażowanej, pisarki Zofii Kossak-Szczuckiej, na której tak psy wieszała Żydówka Alina Cała. Kimże jest ta cała pani Cała, żeby tak przekręcać historię Naszego Kraju? Ale np Ameryka wierzy ludziom tego pokroju i ich kłamstwom, a ludzie, którzy piszą prawdę na ten temat, są pozbawiani pracy.jak chociażby Richard C. Lukas, autor książki "Zapomniany holokaust".

    Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do częstszego bywania na tym blogu:-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Wielce Szanowna Pani Ewo,

    Bo ja jestem staroświecki. Oglądając telewizory, napiszę za Magdaleną Samozwaniec:

    Starość posiada te same apetyty, co młodość - tylko nie te same zęby.

    też moja kuzynka




    Polka





    Ukłony dla Wielce Szanownych Pań

    Postscriptum
    Proszę wybaczyć, kiedy Państwo wywołaliście do tablicy inną moją kuzynkę, to Szpota odłożę na później a napisze dwa zdania o problemach ratowania Żydów przez Polaków

    OdpowiedzUsuń
  10. Szanowny Panie Michale,

    Serdeczne dzięki za Kossaka i Axentowicza.-;)
    Ta Polka naprawdę jest cudna!
    Ma Pan wielkich Kuzynów i Kuzynki, Szanowny Panie Hrabio.
    Z niecierpliwością czekam na następne komentarze.

    Pozdrawiam serdecznie Pana i Małżonkę

    OdpowiedzUsuń
  11. Wielce Szanowna Pani Ewo,

    Nigdy ani ja ani nikt z mojej w prostej linii rodziny / więzy krwi / nie posiadał tytułu arystokratycznego.
    Szlachectwo polskie tak, bo w Polsce każdy był lub mógł być szlachcicem. Szlachectwo francuskie, to za zasługi wojenne mich przodków dla Napoleona.

    Jest faktem, że jestem powinowatym,królów jak Michał Korybut Wiśniowiecki. książąt udzielnych jak Hospodar Mołdawii Jeremi Mohyła. Ale i Bohdana Chmielnickiego, który swoją drugą puszczalską żonę Helenę Komorowską / Helena z Dzikich Pól / primo voto Czaplińską. Żona tego Czaplińskiego, którego Jan Skrzetuski wyrzucił trzymając za pludry z knajpy u Dopuła, Wołocha, który w mieście zajazd i winiarnię trzymał a która go zdradzała z francuskim kuchcikiem, kazał obwiesić pierworodnemu Tymofiejowi w bramie zamku w Subotowie.

    Moimi powinowatymi są dwaj prezydenci na Uchodźstwie, Edward Bernard hrabia Raczyński / powinowactwo z Potockimi, Krasickimi i Tyszkiewiczami - Hanka Ordonówna / na tle ich pałacu robiła Pani sobie focie / i ostatnim Ryszardem Kaczorowskim

    W czasie wojny jako obywatel Królestwa Belgów, nadano mi tytuł i nazwisko
    /Ritenn / tu błąd niemieckiego urzędnika, powinno być Riter / graf von Michał Zieleski

    Ukłony dla Wielce Szanownych Pań

    A tak wygląda to złośliwe i zarozumiałe 'hrabiątko'. Herbu Zaremba

    złosliwe hrabiatko

    totem




    OdpowiedzUsuń
  12. Szanowny Panie Michale,
    Dzięki:-)
    Wcześniej wiedziałam, jak wygląda Hrabiątko i stwierdzam, że świetnie sie prezentuje!

    Pozdrawiam serdecznie Pana i Małżonkę


    OdpowiedzUsuń
  13. Wielce Szanowna Pani Ewo,

    Widzi mi się, że Pani ma dużo wyrozumiałości dla ludzi w moim wieku.

    Ukłony dla Wielce Szanownych Pań

    róże



    OdpowiedzUsuń
  14. Szanowny Panie Michale,

    Widzę, że jest jedna rzecz, którą oboje kochamy: kwiaty.

    Pozdrawiam serdecznie Pana i Małżonkę

    Na górze róże, na dole...

    OdpowiedzUsuń
  15. Wielce Szanowna Pani Ewo,

    Jak już lubimy. To o kwiatach dla Wielce Szanownej Mamy i Pani

    ojczyste kwiaty



    Ukłony

    OdpowiedzUsuń
  16. Szanowny Panie Michale,

    Bo najpiękniejsze są polskie kwiaty...
    Serdeczne zań dzięki i rewanżuję się tymi kwiatami z polskich łąk:

    Pod polskim niebem

    Bukiety wiejskie, jak wiadomo,
    Wiązane były wzwyż i stromo.
    W barwach podobne do ołtarza,
    Kształt serca miały lub wachlarza
    Albo palety. Z niej to, kwietnej,
    Kolory brał bohomaz świetny,
    Rafael Rawy i Studzianny,
    Kiedy ku czci Najświętszej Panny
    Malował uczuć swoich kwiaty
    W tonacji bladej, choć pstrokatej.
    /Julian Tuwim/

    Serdeczności Panu i Małżonce

    OdpowiedzUsuń
  17. Zaczytałem się w twojej twórczości....daaaawno już nie czytałem życiowych romansów z pola bitwy przesyłam jak zwykle bukiet białych róż wraz z sentymentalną piosenką żołnierzy Wolnej Polski:

    http://kwiatyonline.com.pl/225-462-thickbox/bukiet-biale-roze.jpg
    Rozkwitały pąki białych róż,
    Wróć, Jasieńku, z tej wojenki już,
    /Wróć, ucałuj, jak za dawnych lat,
    Dam ci za to róży najpiękniejszy kwiat./ x2

    Kładłam ci ja idącemu w bój,
    Białą różę na karabin twój,
    /Nimeś odszedł, mój Jasieńku, stąd,
    Nimeś próg przestąpił, kwiat na ziemi zwiądł./ x2

    Ponad stepem nieprzejrzana mgła,
    Wiatr w burzanach cichuteńko łka.
    /Przyszła zima, opadł róży kwiat,
    Poszedł w świat Jasieńko, zginął za nim ślad./ x2

    Już przekwitły pąki białych róż
    Przeszło lato jesień zima już,
    /Cóż ci teraz dam, Jasieńku, hej,
    Gdy z wojenki wrócisz do dziewczyny swej./ x2

    Hej, dziewczyno ułan w boju padł
    Choć mu dałaś białej róży kwiat,
    /Czy nieszczery był twej dłoni dar
    Czy też może wygasł twego serca żar. /x2

    W pustym polu zimny wicher dmie,
    Już nie wróci twój Jasieńko, nie,
    /Śmierć okrutna zbiera krwawy łup
    Zakopali Jasia twego w ciemny grób. /x2

    Jasieńkowi nic nie trzeba już,
    Bo mu kwitną pąki białych róż,
    /Tam pod jarem, gdzie w wojence padł,
    Wyrósł na mogile białej róży kwiat./ x2

    Nie rozpaczaj, lube dziewczę, nie,
    W polskiej ziemi nie będzie mu źle.
    /Policzony będzie trud i znój,
    Za Ojczyznę poległ ukochany twój./ x2

    Zawsze wierny Lancelot ,)

    OdpowiedzUsuń
  18. Szanowny Albercie,

    Bardzo się cieszę z Twojej obecności na moich Okruchach i zachęcam do dalszego czytania i komentowania, oczywiście:-)
    Dzięki za piękną, polską pieśń legionową - raduje się serce i dusza kiedy dostaję takie kwiaty.

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń